9. Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego


9. Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego
21 lipca 2018

9. Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego

 

Chrystus płacze nad Jerozolimą

Kościół roztacza przed nami posępny obraz, kontrastujący z poprzednim. To jakby latarnia morska na ciemnym morzu życia, mająca nas ostrzegać przed rozbiciem o skały. Poważną nauką i główną myślą jest tu prawda, że piekło istnieje; nawet wybrana dusza może być potępiona, jeżeli nie żyje z wiary. Oba czytania w mszy dzisiejszej mają to wspólne, że mówią o niewierności i odrzuceniu narodu wybranego, który Bóg pragnął odkupić. Przez cały tydzień tchnie wielką powagą. Wzbudzaj w sobie często ducha pokuty i powtarzaj codziennie słowa kanonu Mszy św.: „Racz nas wybawić od potępienia wiecznego …”

Charakter mszy. Niedziela ta jest pierwszą z grupy czterech albo pięciu niedziel otaczających uroczystość św. Wawrzyńca. Pod względem treści grupa ta, jak się zdaje, nie stanowi całości zwartej czy ze świętem związanej. Psalmy (53-54) introitu nieco wyraźniej wiążą ze sobą 9 i 10 niedzielę. Teksty mszalne dzisiejszej niedzieli mogłyby być bardziej zharmonizowane: epistoła i ewangelia tworzą najwyraźniej jedną całość, bo obie mówią o sądzie nad krnąbrnym narodem żydowskim; ale czy śpiewy mszalne i modlitwy należały pierwotnie do epistoły i do ewangelii, tego ani twierdzić, ani przeczyć z całą pewnością nie można. W porównaniu z dwiema poprzednimi niedzielami ich nastrój jest znacznie poważniejszy i wskutek tego bardziej odpowiadają one groźnej treści czytań we mszy dzisiejszej. Śpiew na ofiarowanie można by potraktować jako zastanowienie się nad myślami zawartymi w epistole i ewangelii: pragnę przestrzegać przykazań Bożych. Śpiew na Komunię św. jest ściśle eucharystyczny.

Rozważania niedzielne.
(A) Jak liturgia odnosi się do piekła? Nasuwa się pytanie: jaka jest postawa liturgii wobec piekła? Co do tego należy rozróżnić dwa okresy w historii: (a) W starożytności liturgia niewiele mówi o piekle. Kościół męczenników jest pełen myśli o światłości i tęskni do powrotu Pana; dziewictwo i męczeństwo są jego ideałami życiowymi. Zewsząd otoczony jest prześladowcami. W tych warunkach nie było potrzeby grożenia piekłem; w dawnej liturgii rzadko znajdujemy myśli o sądzie i potępieniu. (b) Inaczej rzecz się miała w czasach późniejszych. Kościół zyskuje wolność oraz opiekę ze strony władców świeckich; w szeregi członków Kościoła wstępują ludzie o małej wartości moralnej i obojętni pod względem religijnym; Msza św. i sakramenty nie są już tak bardzo cenione. Wysoki poziom moralny z okresu męczenników zaczyna się obniżać. Wówczas to Kościół zmuszony jest uderzyć z groźniej brzmiącej strony i oddziaływać na wiernych obawą kary. Z tych właśnie czasów pochodzą teksty liturgiczne o sądzie, potępieniu i piekle. Być może, iż z tej również epoki wywodzi się niedziela dzisiejsza. Zmianę tę najwyraźniej widać w tekście mszy żałobnej. Najdawniejsze jej części są jeszcze całkiem wypełnione radosnymi myślami o zmartwychwstaniu; dla tego, który „zasnął”, modlimy się o „światłość wiekuistą” i o „pokój”. Dopiero nastrojom duchowym średniowiecza zawdzięczamy śpiew „Libera” po Mszy św., przedstawiający sąd w mocno dramatyczny sposób. Z tego też czasu pochodzą wszystkie motywy tchnące obawą i lękiem w stałych częściach Mszy św., jak „Confiteor”, jak ustęp o potępieniu w kanonie i przed Komunią św., jak wreszcie „Domine, non sum dignus”.
Jakże więc mamy się w pobożności naszej ustosunkować do myśli o piekle? W miarę możności będziemy się starali przyjąć duchową postawę pierwotnego Kościoła. Musimy pracować raczej pozytywnie i oglądać chrześcijaństwo od jego świetlanej strony. Z grzechu i piekła nie będziemy robili rzeczy najważniejszej. Pragniemy być ludem świętym, kochającym Ojca i dążącym do Jego domu. Jednak do tej radosnej miłości Boga musimy dodać czasem kroplę bojaźni i czci pełnej świętego lęku wobec majestatu Bożego. Myśl o piekle powinna jednak od czasu do czasu przesunąć się przez naszą duszę i przyczynić się do tego, byśmy z większą gorliwością dążyli do zbawienia: „Kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł”.

(B) Pan Jezus płacze nad Jerozolimą. Zajrzymy najpierw do ewangelii. O czym ona mówi? Św. Łukasz opisuje ostatnie chwile życia Chrystusa. Nadeszła pierwsza Niedziela Palmowa. Zbawiciel udaje się wraz z rzeszą do Jerozolimy na święto wielkanocne. Nie wszedł jednak do miasta, tylko pozostał w wiosce Betanii mniej więcej godzinę drogi od Jerozolimy. Tu miał Jezus zaprzyjaźnioną rodzinę składającą się z rodzeństwa: Łazarza, Marty i Marii. U nich zamieszkiwał, kiedy przybywał do Jerozolimy. Rodzina ta czuła dla Niego głęboką wdzięczność, gdyż przed kilku tygodniami wskrzesił z martwych Łazarza. Tutaj dano na cześć Pana wieczerzę, w której wziął udział i Łazarz. Marta krzątała się pilnie jako gospodyni, a Maria namaściła głowę i nogi Pana. Otóż tego samego dnia z Jerozolimy nadeszły przez Górę Oliwną do Betanii rzesze, aby powitać Jezusa oraz oglądać Łazarza, który cztery dni przeleżał w grobie. Tym razem poszedł Pan Jezus z ludem do Jerozolimy i pozwolił, aby Mu oddawano cześć jako królowi żydowskiemu. W pobliżu Betanii wypożyczono dla Niego oślę, na które uczniowie Jego włożyli swe szaty i posadzili na nich Zbawiciela. Wówczas rozpoczął się triumfalny pochód do królewskiego miasta – Jeruzalem. Żydzi szatami swymi zasłali przed Nim drogę, odłamywali gałązki palmowe i wołali na cześć Pana: „Hosanna Synowi Dawidowemu, błogosławiony, który przybywa w imię Pana, Król izraelski!” Zapewne dziwi nas to, że Zbawiciel zezwolił na oddawanie Mu czci królewskiej, podczas gdy poprzednio, po cudownym rozmnożeniu chleba uszedł przed rzeszą. Ale oto teraz zbliża się Zbawiciel ku męce swojej; pragnie On iść na śmierci jako król, z własnej swojej woli.
Podczas tego uroczystego pochodu ma miejsce drobny epizod, opowiedziany nam przez św. Łukasza w dzisiejszej ewangelii. Pochód posuwał się z Betanii przez Górę Oliwną; na razie Jeruzalem było jeszcze niewidoczne. Gdy jednak osiągnęli szczyt Góry Oliwnej, zobaczyli leżące w dole całe miasto ze świątynią. Żydzi miłowali je gorąco, toteż ilekroć pielgrzymi zdążający na święta ujrzeli z daleka miasto, natychmiast wydawali głośne okrzyki z radości. Tak było i teraz, tym więcej że szli z królem żydowskim, z Chrystusem, do królewskiego miasta, a wobec tego okrzykom radości nie było końca. Kiedy jednak Jezus przybył na szczyt góry i ku miastu wzrok skierował, kazał się zatrzymać. On nie raduje się jak inni; przeciwnie, z oczami błyszczącymi od łez woła smutnie na widok miasta: „Gdybyś i ty poznało i właśnie w ten dzień twój to, co jest ku pokojowi twemu, a teraz zakryte jest przed oczyma twymi”. Co znaczą te słowa? Prorocy już 1000 lat przepowiadali, że Odkupiciel przybędzie właśnie do Jerozolimy, królewskiego miasta. W tym oto mieście ma panować Król niebieski. A tymczasem ono przyjmuje Go jak wroga, czyha na Jego życie, już nawet przygotowuje krwawe narzędzie męki, by króla swego zabić. Ta niewdzięczność wyciska łzy z oczu Pana. Ale jest inny jeszcze powód, dla którego Jezus roni gorzkie łzy: boską swoją wiedzą ogląda On zniszczenie miasta. Dlatego też mówi dalej: „Albowiem przyjdą na ciebie dni i otoczą cię nieprzyjaciele twoi wałem … i na ziemię powalą ciebie i dzieci twe … i nie zostanie w tobie kamienia na kamieniu, dlatego żeś nie poznało czasu nawiedzenia twego”. Przepowiednia Pana spełniła się co do joty. W 40 lat po Jego śmierci, w r. 70 po Chr., Rzymianie pod dowództwem cesarza Tytusa oblegli Jerozolimę. Ponieważ Żydzi bronili się zaciekle, rozwścieczyli tego nieprzyjaciela do najwyższego stopnia. Toteż po zdobyciu miasto wraz ze świątynią zostało zburzone, a ludność wycięta. Istotnie, nie pozostał kamień na kamieniu.
Z Góry Oliwnej skierował się Pan do miasta i wszedł do świątyni. Tu znowu ku swej boleści musiał patrzeć, jak kupujący i sprzedający woły i owce krzykiem i targowanie się bezcześcili miejsce święte. W świętym gniewie chwycił za powróz i przepędził kupców i sprzedawców mówiąc: „Napisane jest, że dom mój jest domem modlitwy, a wyście go uczynili jaskinią zbójców.” Tyle dzisiejsza ewangelia.
Zapytujemy, co Kościół ma na myśli mówiąc nam to dzisiaj. Otóż Kościół głębiej patrzy w Serce Pana i tam spostrzega, że Zbawiciel płakał z innego jeszcze powodu. Czymże jest Jerozolima, to miasto wybrane, które dzięki świątyni stało się siedzibą Boga samego? Jerozolima jest obrazem i symbolem duszy, która przez chrzest i Eucharystię stała się świątynią Boga, miastem boskiego Króla, Chrystusa – miastem w łaski hojnie wyposażonym, które jednak na skutek grzechu „nie poznało, co jest ku pokojowi jego”. Odkupiona dusza chrześcijańska, która przez grzech ciężki odłącza się od Boga, podobna jest do Jerozolimy zamierzającej przybić do krzyża Zbawiciela i Króla swego. Św. Paweł bowiem wyraźnie mówi (w liście do Żydów 6, 6), że ci, którzy odpadną od Boga, „po raz wtóry krzyżują w sobie Syna Bożego i wystawiają Go na urągowisko”. Czy zrozumieliśmy teraz, co nam chce dzisiaj Kościół? Otóż przestrzega nas poważnie, że nawet ochrzczona i łaską obdarzona dusza chrześcijańska może się potępić na wieki. I człowiek wybrany może się do stać do piekła. A jeżeli świątynia twej duszy przez grzech stała się „jaskinią zbójców”, to proś Pana, by biczem powypędzał wszystkich tych zbójców.

Przeczytaj rozważania do Mszy Świętej.

Tekst jest fragmentem pracy Pisa Parcha, zatytułowanej „Rok Liturgiczny” (Poznań 1956, tom 3, str. 80-81, 82-85).

« wróć