18. Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego


18. Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego
22 września 2018

18. Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego

 

Pójdziemy do domu Pańskiego

(1) Charakter mszy. Msza dzisiejsza odbiega swym charakterem od innych mszy po Zielonych Świątkach. Niedziela po sobocie Suchych dni była w pierwotnym Kościele pozbawiona liturgii, ponieważ służba Boża soboty trwała przez całą noc aż do godzin rannych. Gdy później przesunięto nocne ceremonie liturgiczne na poranek sobotni, powstał formularz naszej obecnej mszy. Czy śpiewy wzięto z dawnej mszy na poświęcenie Kościoła? Jest w niej rzeczywiście mowa o „domu Bożym” , o poświęceniu ołtarza, o świętych przedsieniach; w dodatku psalm pielgrzymów do świątyni (Ps 121) stanowi dzisiejszy introit. Ewangelia wskazuje na władzę kluczy Kościoła. Z drugiej strony oba czytania z Pisma św., zwłaszcza epistoła, nawiązują wyraźnie do motywu paruzji. Wiersz „Alleluja” również ma podobny nastrój. Osobliwością dzisiejszej mszy i następnych jest introit, którego antyfony nie stanowi wiersz psalmu. Że msza dzisiejsza odbiega od innych mszy tego czasu, dowodzi fakt, iż epistoła przerywa kolejność czytań. Wspaniałe jest ofertorium zarówno pod względem formy muzycznej jak i melodii.

Rozważania niedzielne.
(A) Jesień roku kościelnego. Między 17 a 18 niedzielą jest we mszale przerwa w szeregu niedziel po Zesłaniu Ducha Św. z powodu wtrącenia mszy Suchych dni. Ma to swoją wymowę: Kościół pragnie dać do zrozumienia, że wkraczamy w końcowy okres roku, który można by nazwać jesienią kościelną. Obecnie jednak nie obchodzi się Suchych dni między tymi dwiema niedzielami, są one bowiem zanadto ruchome w różnych latach, obchodzimy je natomiast w trzecim tygodniu września, a mianowicie w środę po uroczystości Podwyższenia Krzyża św. Wprawdzie już w poprzednich niedzielach (15-17) motyw paruzji brzmiał bardzo wyraźnie, w następnych jednak oczekiwanie Pana stanie się jedynym motywem panującym. Rozważmy pokrótce ten nowy okres.

Gdy w przyrodzie liście zmieniają swą barwę i wkrótce z drzew opadać zaczną, gdy przedłużają się wieczory, przychodzi chłód, a mgły jesienne rozpościerają swe zasłony na krajobrazie, Kościół również obchodzi swoją jesień. Są to ostatnie tygodnie roku liturgicznego, posiadające wyraźnie określoną treść myślową i uczuciową. Można mówić o swoistej mistyce i symbolice jesieni kościelnej, która w liturgii starannie jest ukształtowana. Czas ten ma nas przygotować do końca świata lub też – w duchu starożytnego Kościoła – do powtórnego przyjścia Chrystusa (liturgia nie uwzględnia różnicy między powtórnym przyjściem Chrystusa w dniu śmierci poszczególnego człowieka a powrotem Jego w dniu ostatecznym). Zauważmy od razu, że stara liturgia ma przed oczyma nie tyle sąd ostateczny z całą jego grozą, co raczej Pana w Jego chwale, przynoszącego pełnię zbawienia. Kościół nie tyle pragnie wzbudzić w nas uczucie lęku, co raczej pozytywne uczucia tęsknoty, oderwania od rzeczy ziemskich i gorliwości w dobrem. W tych więc tygodniach zachęca liturgia poprzez piękną rozmaitość swych modlitw i czytań do wykonywania i pielęgnowania boskiej cnoty nadziei. W starochrześcijańskim rozumieniu nadzieja oznacza oczekiwanie przyjścia Chrystusowego, czyli paruzji. Było ono jednym z wielkich bodźców do świętości, męczeństwa i wyrzeczenia się świata w pierwotnym Kościele. Pierwsi chrześcijanie żyli nie tylko wiarą w Jezusa Chrystusa i miłością ku Niemu, lecz jednocześnie oczekiwaniem Jego powrotu. Nadzieję w tym znaczeniu rozpatrywać można od dwóch stron: od negatywnej i pozytywnej. Negatywna poleca wyzwolić się od dóbr i użycia ziemskiego, czuć się na ziemi wędrowcem, serca nie przywiązywać do rzeczy ziemskich, uniezależnić się od materii; pozytywna – tęsknić do nieba, oczekiwać Chrystusa i praktykować cnoty, aby osiągnąć doskonałość „w dzień Chrystusowy”. Kościół jednak nie chce robić z nas lunatyków, nie przerzuca nas w zaświaty, lecz pozostawia na ziemi, każe nam żyć ziemskim życiem i patrzeć na nie w świetle powrotu Chrystusa. Gdy przyjrzymy się liturgicznym tekstom tego okresu, widzimy, że podają nam pełnię dogmatu, moralności, ascezy i mistyki.

Teksty liturgii malują wspaniałe obrazy. Wprowadzają nas do godowej, rzęsiście oświetlonej komnaty Kościoła; jesteśmy przyodziani w białą szatę chrztu i czekamy, aż Pan przyjdzie odwiedzić zaproszonych („paruzja”); jest to najpiękniejszy obraz, wyrażający stan chwili obecnej (niedziela 19). Następnie ukazuje nam liturgia babilońska wygnanie ziemskiego życia, zaleca nam znoszenie cierpień w duchu pokuty i każe śpiewać: „Nad rzekami Babilonu tameśmy siedzieli i płakali …” (niedziela 20). To znowu uzbraja nas do walki duchowej i każe nam walczyć w „dniach złych”; lub też prowadzi nas przed stolicę wiecznego Sędziego (niedziela 21). Pokazuje nam więzienia życia doczesnego i każe dążyć do ojczyzny niebieskiej (niedziela 23). Widzimy boskiego żniwiarza, znoszącego dojrzałe snopy do niebieskich spichlerzy, lecz również szatana, który powiązane snopki kąkolu podpala żagwią piekielną (niedziela 5 po Objawieniu Pańskim). W końcu widzimy gigantyczny obraz sądu ostatecznego.

Msze niedzielne są najlepszym wyrazem myśli i nastrojów danego okresu; tutaj widzimy to samo; z tekstów niedzielnych wyczuwamy też przede wszystkim nastrój jesieni kościelnej. Prócz tego jednak jest wiele innych jeszcze tekstów i źródeł, które wyrażają to samo. Tak np. na drugim miejscu mamy święta tego okresu, stojące również na usługach jesieni kościelnej. Pierwszym z tych świąt jest Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny (15 sierpnia), prawdziwe święto żniwne, Maryja bowiem jest najdojrzalszym i najpiękniejszym owocem w ogrodzie Kościoła. Tu należy dalej uroczystość Podwyższenia Krzyża (14 września): krzyż podwyższony jest na tle mroków jesiennych, które stanowią symbol piekielnej mocy; dostrzegamy już „znak Syna Człowieczego”, który ukaże się na niebie w czasie Jego przyjścia. Następuje potem święto Michała Archanioła, wodza niebieskich zastępów w walce przeciw Lucyferowi i jego szeregom; walka ta osiągnie szczyt napięcia właśnie u schyłku czasów. Oba święta: Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny nastawione są na „czasy ostateczne”. Na Wszystkich Świętych liturgia uchyla zasłony nieba, ukazując nam Kościół triumfujący; w Dzień Zaduszny prowadzi nas na groby, kierując nasz wzrok ku smutnej krainie Kościoła cierpiącego. Święto Chrystusa Króla wyraża również myśl o końcu czasów. W listopadzie Kościół obchodzi dwie uroczystości poświęcenia kościołów i ukazuje w nich Jerozolimę niebieską pełną blasku, a także królewską Oblubienicę, strojącą się na spotkanie Oblubieńca. Te same myśli o końcu świata zawierają również cztery święta dziewic, każde w jednym z czterech jesienno-zimowych miesięcy: św. Cecylia (niewidoma), Łucja (świetlana), Agnieszka (czysta), Agata (dobra).

Czytania z Pisma św., przypadające na tę porę, także wyrażają nastrój jesieni kościelnej. Jak wiadomo, Kościół wyznaczył plan czytań, dostosowany w miarę możności do pór roku liturgicznego. Wrzesień jest pierwszym miesiącem jesiennym; przewaga, jaką zyskuje ciemność, jest obrazem walki potęg ciemności, które właśnie w ostatnich czasach moc swoją ujawniają. W tych miesiącach Kościół daje nam do czytania księgi cierpienia i heroizmu; Job, Tobiasz, Judyta, Estera – oto wzory chrześcijanina i Kościoła, który wytrwać musi aż do końca, aby zdobyć wieniec zwycięstwa. Przez cały październik podziwiamy bohaterskie walki Machabeuszów; jest to jak gdyby ilustracja epistoły z niedzieli 21 o uzbrojeniu się do walki duchowej. Listopad poświęcony jest czytaniu ksiąg prorockich, które całkowicie należą i odnoszą się do czasów ostatecznych; zapowiadają one dokonanie królestwa Chrystusowego, mówią o końcu czasów, o przekształceniu się ziemskiego królestwa Bożego w królestwo niebieskie.

W końcu podaje nam liturgia jeszcze jedno źródło tekstów dotyczących jesieni kościelnej: są to wspólne msze na dni świętych Pańskich (Commune Sanctorum).

Zgodnie z duchem Kościoła miały te zawsze równobrzmiące teksty odzwierciedlać nastrój kościelny pory roku. W świetle Bożego Narodzenia wyglądają one inaczej niż w blaskach wielkanocnych, a jeszcze inaczej o zmierzchu czasów ostatecznych. Robimy nadto niespodziewane odkrycie, że również większość tych wspólnych tekstów mszalnych nastawiona jest na czasy ostateczne. Przeważnie jest w nich mowa o przyjściu i o powrocie Pana. Święty w dniu swej śmierci przeżywa powrót Chrystusa, a my przeżywamy go w ofierze Mszy św. – oto głęboki sens mszy świętych Pańskich. W jesieni kościelnej lepiej niż kiedy indziej możemy zrozumieć taką mszę. W ten sposób święci przygotowują nas codziennie do paruzji. Raz jesteśmy niby ów czujny sługa, który przepasawszy biodra swoje wychodzi naprzeciw Pana pukającego do drzwi, innym znów razem jak ten człowiek, który pięcioma talentami obdarzony, zarobił pięć dalszych, to znowu znajdujemy się w gronie dziewic idących z pełnymi oliwy lampami naprzeciw nadchodzącego oblubieńca.

Chrześcijanin współżyjący z Kościołem znajduje w ten sposób liczne okazje do zagłębiania się myślą w znaczenie jesieni kościelnej; widzi jak Kościół, Oblubienica Chrystusowa, zwraca z tęsknotą oczy i serce ku swemu Oblubieńcowi.

(B) Sekreta jest modlitwą godną rozważania: „Boże, który przez zachodzące w tej najświętszej Ofierze wymianę czynisz nas uczestnikami jedynego i najwyższego bóstwa,, spraw, prosimy, abyśmy poznana prawdę Twoją godnymi stwierdzali uczynkami”. Przede wszystkim znajdujemy tu znowu trzy pięknie zestawione skarby chrześcijaństwa: łaskę, wiarę, przykazania. Co nam ta modlitwa mówi o każdym z nich? Łaska jest udziałem w „jedynym najwyższym bóstwie”. Jest to ta sama myśl, którą znajdujemy w modlitwie przy nalewaniu wina i wody do kielicha („eius divinitatis esse consortes, qui humanitatis nostrae fieri dignatus est particeps” – „być uczestnikami bóstwa Tego, który raczył się stać uczestnikiem naszego człowieczeństwa”), a której źródło mamy w 2 liście św. Piotra 1, 4 („divinae consortes naturae” – „abyście się stali uczestnikami Bożej natury”). Św. Paweł wypowiada w Atenach myśl podobną: „Z rodu Jego jesteśmy” (Dz. 17, 28). Łaska jest więc udziałem w naturze Bożej, „w najwyższym bóstwie”, w życiu Bożym. Stąd łaskę nazywamy tak często życiem, życiem wiecznym, życiem świętym, życiem Bożym. Najlepiej możemy to zrozumieć w nauce o Ciele mistycznym. Jak ręka bierze udział w moim życiu, tak chrześcijanin, jako członek mistycznego Ciała, bierze udział w życiu jego Głowy, tj. Jezusa Chrystusa. Możemy zatem powiedzieć, że w wiernych zachodzi nowe wcielenie Chrystusa przez łaskę. Ten udział w bóstwie według słów naszej modlitwy dokonywa się przez „czcigodną wymianę tej ofiary”. Jest to myśl nowa, głęboka, ale u Ojców często spotykana. Gdzież jednak ta „wymiana”? Trzeba tu powrócić do chrystologii: Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem. Chrystus, będący życiem, przyjął na siebie śmierć, aby nam, umarłym, życie przywrócić. Na tym polega owa wymiana (commercium). Przedłuża się ona w ofierze Mszy św.: przynosimy nasz chleb, a w zamian za to otrzymujemy chleb Boży; przychodzimy z naszą biedną ludzką naturą, a przyjmujemy „najwyższe bóstwo”. Każda ofiara jest wymianą między Bogiem a człowiekiem, jest dawaniem i otrzymywaniem; o ileż bardziej ofiara Chrystusowa, która uobecnia się we Mszy św.! W naszej modlitwie słyszymy o najpiękniejszym owocu tej wymiany: staniemy się „uczestnikami najwyższego bóstwa”.

Pomówmy jeszcze krótko o dalszych dwóch skarbach: wierze i przykazaniach. Zwróćmy uwagę na wyrażenie biblijne: „prawdę”, ale nie jakąkolwiek, tylko „prawdę Twoją”. Jest to prawda, którą Bóg daje i która o Bogu mówi. Jest nią wiara. W ewangelii św. Jana jest ciągle mowa o prawdzie: prawdę poznać, ale też wprowadzać w życie (Jn 3, 21). Ta podwójna myśl stanowi również podstawę omawianej tu modlitwy: wiara i moralność ściśle są ze sobą związane. Każde słowo wiary czeka na czyn z wiary. Jest to łaską Bożą, że poznajemy prawdę, ale jest sprawą ludzi, abyśmy prawdę godnymi stwierdzali uczynkami.

(C) Symbol przygotowania tronu.
W mozaikach i rzeźbach starochrześcijańskich spotykamy godny uwagi obraz: widzimy tron, na którym nikt nie siedzi, ale są na nim insygnia, a więc tron przygotowywany dla kogoś, kto ma na nim zasiąść. Obraz taki nazywano „hetoimasia”, a w skrócie późniejszym „etimasia”, tj. przygotowanie tronu. Był to symbol powrotu Pana, „paruzji” Chrystusa; było to uzmysłowienie oczekiwania i tęsknoty chrześcijan do powracającego boskiego Króla. Pierwsi chrześcijanie przygotowali Mu już niejako tron, na którym miał zasiąść, skoro przyjdzie, i złożyli na nim odznaki panowania.

Z dawnych wieków posiadamy tylko jeden obraz, na którym widnieje tron ze wszystkimi czterema insygniami królewskiej władzy Chrystusa, mianowicie w S. Maria Maggiore w Rzymie, na mozaice Sykstusa III (432-440). (Wyrażenie „Insignia Christi” spotykamy w napisie pochodzącym zapewne z IV w. w kościele św. Chryzogona w Rzymie). Insygnia te – to krzyż triumfalny stojący na tronie, zwój Pisma św., korona i królewski płaszcz purpurowy, zarzucony na siedzenie tronu. Znaczenie tych odznak królewskiego dostojeństwa nie potrzebuje objaśnień. Grupa insygniów Chrystusowych znajduje się również na innych wizerunkach z mniejszymi lub większymi zmianami, lecz nigdy w całym komplecie; zawsze czegoś braknie. Nadzwyczaj zajmujące są obrazy tronu w obu baptysteriach w Rawennie (V wiek): w starszym baptysterium katolickim jest na środku sufitu mozaikowy obraz, przedstawiający chrzest Chrystusa; wokoło jest drugie pole, a w nim na przemian cztery ołtarze i cztery przygotowane trony otoczone marmurowymi balustradami; na każdym tronie znajduje się krzyż i płaszcz purpurowy, a na każdym ołtarzu jedna z czterech Ewangelii. Płaszcz tworzy u góry oryginalną draperię, której górna część ujęta jest w węzeł, a dolna zwiesza się i układa w piękne fałdy; jednakowe barwy, a mianowicie złota z purpurowym oblamowaniem dowodzą, że obie części stanowią całość; purpurowe oblamowanie wskazuje, że tą szatą jest tzw. „toga praetexta”; artysta wybrał więc najwspanialszy płaszcz cesarski – złoty z purpurą.

W baptysterium ariańskim, o kilka dziesięcioleci późniejszym, dekoracja stropu jest podobna, tylko trochę uproszczona: naokoło medalionu przedstawiającego chrzest Chrystusa mamy pole z pochodem dwunastu Apostołów; idą oni w kierunku przygotowanego tronu, który tym się wyróżnia, że stoi na nim wielki krzyż wysadzany klejnotami (w tamtym baptysterium krzyże są małe); między nimi widnieją cztery perły zamiast korony, płaszcz zaś purpurowy ozdobiony dwiema złocistymi literami (L) zwiesza się w fałdach z krzyża po obu stronach jego ramion poprzecznych.

Symbol, o którym tu mowa, pojawia się w różnych odmianach, m.in. widzimy czasem tron z gołębicami, symbolem Ducha św., i księgą św. – to właśnie Ewangelia, symbol Chrystusa, przez znak gołębicy wskazana jako słowo Boże. Czasami widzimy tron z barankiem. Możliwe, że wzięto tu za wzór apokaliptyczny obraz baranka na tronie. Ostatnia odmiana, którą tylko wzmiankujemy, już nie jest symbolem radosnego oczekiwania paruzji, lecz symbolem lęku przed sądem: insygnia królewskie zastąpione są ty narzędziami męki Pańskiej. Jest to w późniejszej sztuce wschodniej znana „etimasia”, przedstawienie sądu ostatecznego. Jedyny jej obraz mamy w Rzymie w bazylice św. Pawła za Murami.

Przeczytaj rozważania do Mszy Świętej.

Tekst jest fragmentem pracy Piusa Parcha, zatytułowanej”Rok Liturgiczny” (Poznań 1956, tom 3, str. 138-139, 141-147).

« wróć