Najświętszy Sakrament szczęściem duszy.


Najświętszy Sakrament szczęściem duszy.
9 czerwca 2020

Najświętszy Sakrament szczęściem duszy.

 

Na uroczystość Bożego Ciała.
Najświętszy Sakrament szczęściem duszy.

„A nie masz innego narodu tak wielkiego, któryby miało bogów tak blisko siebie jak Pan Bóg nasz jest bliski na wszelakie prośby nasze.” (Deut. 4, 7.)

Obchodzimy dzisiaj jedno z największych, ale zarazem najwspanialszych Świąt, uroczystość Bożego Ciała. Radośnie biją dzwony, ścielą się kwiaty, kornie chylą sztandary, jarzą tysiące świec, wonne wznosi się kadzidło a tysiące piersi śpiewa: „Twoja cześć chwała, nasz wieczny Panie, na wieczne czasy niech nie ustanie; Tobie dziś dajem z wojskiem tych ludzi pokłon i pienie, my Twoi słudzy, bo w tym Najświętszym Sakramencie z nieba stawa tu w momencie, w tej Hostyi jest Bóg żywy, choć zakryty lecz prawdziwy”.

Zaiste nie ma narodu tak wielkiego, który by miał bogów tak blisko, bo oto „Pan roztoczył namiot swój w pośrodku Izraela”, by pod postacią chleba, „był nam Bogiem a my ludem Jego”. Nie ma narodu bez religji, ofiary, przysięgi i Boga.

Niegdyś Pan Bóg jako przyjaciel najlepszy i Ojciec rozmawiał i obcował z ludźmi i był wtedy raj na ziemi a choć skończyły się promienne łaską dni rajskiego żywota, pamięć, bliskość Boga i tęsknota za Bogiem nigdy nie wygasły w sercu ludzkości. U wszystkich ludów ziemi nawet pogrążonych w najciemniejszem bałwochwalstwie widzimy tęsknotę za Bogiem; przecież tęsknota za Bogiem to jest pragnienie mieć Boga swego między sobą, stworzyła kult bożków i bałwanów, ona stawiała świątynie, budowała ołtarze a na nich kładła krwawe lub bezkrwawe ofiary, ona zamykała bóstwa w świętych lasach i borach, upatrywała Bóstwo i szukała go w stworzeniach, rzeźbiąc nieudolną ręką posągi bogów.

Ja nie mogę, ja nie chcę żyć bez bóstwa, to powszechny krzyk tęsknej ludzkości wszystkich wieków. Z mroków wspomnień protomesjańskiej przepowiedni wysuwa się okrzyk pogaństwa wśród nocy, niewiary i upadków: „Oby Bóg sam przyszedł i odnowił świat”. Stąd to w Starym Zakonie ono wołanie pełne tęsknoty i nadziei: „spuśćcie niebiosa rosę z góry a obłoki niech kropią sprawiedliwość, niech się otworzy ziemia a niech wyrośnie zbawienie a sprawiedliwość niech wespół zakwitnie” (Izaj. 54, 8.). A jak w sercu narodów tak w duszy każdego człowieka odzywa się tęsknota i pragnienie Boga; „niespokojne jest serce moje, póki nie spocznie w Tobie, o Panie”, tak w imieniu wszystkich ludzi świata mówi św. Augustyn. Pragnienie mieć Boga swego blisko to podstawa każdej religji; tem więcej religji prawdziwej, naszej świętej wiary katolickiej.

Już w Starym Zakonie, który przecież był tylko słabem światłem księżyca w porównaniu z słońcem Zakonu Nowego, była bliskość Boga ośrodkiem tęsknoty, ale zarazem szczęścia ludu wybranego; słup ognisty, pod którego postacią szedł Bóg przez Izraelem na puszczy, był ośrodkiem wiary, nadziei i miłości idących do ziemi obiecanej; arka przymierza, w której pod postacią obłoków mieszkał Pan Zastępów, to najświętsza tajemnica, największe szczęście ludu Bożego. Aż nareszcie zgasł dzień Zakonu Starego a zabłysło słońce Zakonu Nowego; Słowo Przedwieczne Ciałem się stało i zamieszkało między nami. Przyszedł oczekiwany przez ludy i proroki a ziemia staje się mieszkaniem Jego; i zaspokaja pragnienie milionów; o szczęśliwe dni, szczęśliwi, stokroć szczęśliwi ludzie, którzy Boga swego mają tak blisko; Bóg mieszka z nimi; mieszka w Betleem, mieszka w Nazarecie a potem cała ziemia święta staje się Jego domem.

To też rzesze całe idą za Nim; bo dość, gdy Bóg wejrzy na lud swój, aby go pozyskał; dość, gdy Bóg przemówi do ludu swego a on zawiśnie na ustach Jego i idzie za Nim i nic go nie zdoła oderwać od Boga, ani droga daleka, ani głód i trudy, ani troski doczesne. I staje się pasterzem ludu swego i nauczycielem i staje się lekarzem pocieszycielem, ojcem, bratem i przyjacielem i nie ma, kto by udając się do Niego, został wysłuchany, nieuleczony i niepocieszony. Tam paralityk trzydzieści osiem lat czeka na uzdrowienie i błaga o zdrowie; „chcesz być zdrów” – mówi mu Chrystus – „wstań, weźmij łoże swe a chodź” (Jan 5.); tam niewiasta Chananejska woła „córka moja od szatana jest dręczona, Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną” (Mat. 15.) i uzdrowił córkę onej godziny i przystępują ślepi i chromi a On ich uzdrawia (Mat. 8, 7.). Tam znowu ślepy, żebrząc, woła: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nade mną” i pyta Jezus, „co chcesz, abym ci uczynił a on mówi Panie, abym przejrzał” a Jezus rzekł mu: „przejrzyj, wiara twoja ciebie uzdrowiła” (Łuk. 18, 35, 42.).Tam znowu leczy trędowatych, tam głuchoniemego, tam niewiastę krwotok  mająca, tam znowu wskrzesza umarłych, młodzieńca z Naim, córkę Jairy, aż wreszcie w Betanji wskrzesza Łazarza. Któżby wyliczył wszystkie te cuda, któremi Bóg uszczęśliwia lud swój! O szczęśliwy naród, który Boga swego ma blisko.

Więc nie dziwy się, że pałając wdzięcznością, miłością i nadzieją, idą za Nim tysiące; idą, opuściwszy domy i zajęcia, idą za Nim na puszczę, idą już dzień trzeci a jest ich pięć tysięcy; głodni, bo im bliższy jest człowiek Boga, tem więcej pragnie; bo miłość to ma do siebie, że rozpala serce, rozżarza, pragnie się rozpłynąć w żarze miłości Bożej. I karmi ich Chrystus chlebem doczesnym, który jest wyobrażeniem innego chleba, chleba duchowego, chleba żywota a gdy nazajutrz pragną chleba, mówi: „Jam jest chleb żywy, który z nieba zstąpił, jeśliby kto pożywał tego chleba, żyć będzie na wieki a chleb który ja wam dam jest Ciało moje na żywot świata” (Jan 16, 48, 52.). Minęło dużo dni od owej pamiętnej chwili, gdzie Chrystus przyrzekł dać ludzkości Ciało swe na żywot świata. Nadszedł czas, gdzie Jezus tak kochany i uwielbiany przez biedną cierpiącą ludzkość miał opuścić świat. Więc opustoszeć miała ziemia? Więc ludzkość miała być sierotą opuszczoną przez Boga? Więc znowu miała tęsknić i pragnąć Boga?

O nie, Chrystus nie mógł opuścić tej ziemi, bo przyszedł dla ludzi wszystkich wieków; umiłowawszy, którzy byli na świecie, do końca ich umiłował; Ten, który tęsknotę za Bogiem włożył w serca ludzkie, nie mógł opuścić ludzkości, bo Bóg miłością jest a „mocna jak śmierć jest miłość”. Jak matka czuła przed śmiercią gromadzi swe dzieci na ostatnie pożegnanie, tak Chrystus Pan na ostatniej wieczerzy gromadzi swych Apostołów; a gdy smutek widzi w ich sercach, mówi: „nie płaczcie, ja was nie zostawię sierotami, Ja będę z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata”; „a gdy wieczerzali, wziął Jezus chleb i błogosławił, łamał i dawał uczniom Swoim i rzekł: bierzcie i jedzcie, to jest ciało moje” (Mat. 26, 26.).

Spełniła się największa tajemnica miłości Boga ku człowiekowi; Miłość obmyśliła środek, że Jezus odchodząc, został z nami; pod postacią chleba i wina zamieszkał w tabernakulum w świątyniach naszych; zaspokojona tęsknota milionów serc; szczęśliwy lud, który Boga swego ma tak blisko. I stał się dla nas słońcem życia nadprzyrodzonego, życia duchowego; czem słońce na niebie dla przyrody, tem Najświętszy Sakrament dla życia duszy; on źródłem życia, bo źródłem ciepła i światła. „Usiadłem w cieniu tego, którego pożądałem a owoc Jego słodki podniebieniu memu” (Pieśń n. p. 2, 3.), mówi mędrzec Pański.

Widziałem jedno z najwspanialszych arcydzieł sztuki chrześcijańskiej Rafaela: disputa del sacramento. W środku ołtarza monstrancja; dolna część na ołtarzu, górna sięga w niebo a z niej rozchodzą się promienie jakby od słońca. Po obu stronach monstrancji klęczą święci Pańscy; sześciu po każdej stronie. Wspaniałe święte, chlubne postacie, zapatrzone w Najświętszy Sakrament i patrzą w tę postać chleba zamkniętą w złoto monstrancji, jakby poza tym chlebem nic dla nich nie istniało, jakby ta monstrancja całym dla nich była światem, jakby zawierała całe pragnienie, całe pożądanie, całe szczęście życia ludzkiego, jakby złoto monstrancji cenniejsze było od złota całego świata, jakby jaka siła niewidzialna uczyniła ich nieruchomych, nieczułych na życie ludzkie. A w oczach ich szczęście i spokój i błogość, jak cechuje twarze anielskie, jakby szczęście całego nieba odbijało się na ich twarzy.

Trojakie pragnienie leży na dnie każdej duszy ludzkiej; pragnienie prawdy, świętości i szczęścia. Do szczęścia człowiek stworzony i szczęścia pragnie całą duszą. A jednak serce człowieka to otchłań, której świat cały wypełnić nie może, to też serce ludzkie, szukając szczęścia, wznosi się ponad gwiazdy, tam do krainy niezmienności, wieczności; wznosi się do Boga. „Jako jeleń do źródła wód, tak dąży dusza moja do Ciebie, o Boże żywy, o Boże wieczny”; „bo niespokojna jest dusza moja, póki nie spocznie w Tobie, o Panie”. A Ty, o Boże, jesteś między nami. Cóż więc dziwnego, że Najświętszy Sakrament jest na tym świecie całem i jedynem szczęściem człowieka?

Kiedyś w Starym Zakonie królowa Saba na widok blasku i potęgi króla Salomona zawołała w uniesieniu „Szczęśliwi słudzy twoi, którzy stoją przed Tobą zawsze”; i ile słuszniej nazwać można szczęśliwą duszę chrześcijańską, która stoi blisko tronu prawdziwego Boga. Zaiste, gdybyśmy stronili od tronu Boga, bylibyśmy gorsi od żydów, którzy nie chcieli przyjąć Pana i usłyszeli słowa: „Szukać mnie będziecie a nie znajdziecie i w grzechach pomrzecie” (Jan 7, 34.).

Bóg nasz między nami; Bóg, który jedyny zdolen jest zapełnić i zaspokoić serce nasze. I teraz rozumiem owe tysiące dusz ludzkich, które szukają szczęścia prawdziwego, opuszczają świat, opuszczają wszystko, co na tym świecie tak drogie, dostojeństwa, zaszczyty, majątek i w zaciszach klasztornych w życiu kontemplacyjnem szukają szczęścia w Bogu u stóp Najświętszego Sakramenty a znajdą szczęście tak głębokie, tak czyste, o którem ludzie tego świata pojęcia nie mają.

Teraz rozumiem owe tysiące dusz wybranych, które uciekając od gwaru światowego, choć na chwilę przychodzą, by uklęknąć i pomodlić się u stóp Najświętszego Sakramentu; dla nich złoto monstrancji, które zawiera najdroższe Ciało Jezusowe, droższe jest od złota tego świata.

Teraz rozumiem owe tysiące serc, które jako kwiaty do słońca zwracają się do Boga w Najświętszym Sakramencie; rozumiem owe serca, które w świecie doznawszy zawodu, tutaj doznają szczęścia i spokoju; rozumiem ciche westchnienia i łzy ukojenia, które spływają po licach w obecności Najświętszego Sakramenty; rozumiem szczęście niebieskie, które odbija się w duszy, gdy ją oświeca blask Najświętszego sakramentu.

Jest po dziś dzień w Rzymie więzienie mamertyńskie, dzisiaj zamienione na kaplicę podziemną; było to więzienie ciemne i cuchnące, z którego pierwsi chrześcijanie nie wychodzili, chyba tylko na śmierć, a jednak świeciło w niem słońce jakby w najpiękniejszych pałacach ziemskich, a jednak rozchodziła się w niem woń jakoby tysiąca rajskich kwiatów, bo tam do tego więzienia przynosiło pacholę co dzień Najświętszy Sakrament. I stąd ten niebiański uśmiech na twarzach skazańców idących na śmierć męczeńską.

O Boże utajony w Najświętszym sakramencie, pociągnij wszystkie serca ludzkie ku Sobie, by u stóp Twoich Najświętszych jako ze źródła czerpały życie, szczęście, słodycz i pokój, by „siały w cieniu tego, którego pożądały a owoc Twój by był tak słodki podniebieniu ich”.

Chwała i dziękczynienie bądź w każdym momencie, Jezusowi w Najświętszym, Boskim Sakramencie, ile minut w godzinie a godzin w wieczności, tylekroć bądź pochwalon, Jezu, ma miłości. Amen.

x. Ignacy Czechowski, Krótkie kazania na niedzielę i święta całego roku, Poznań 1930.

« wróć