Jeden dzień w winnicy Pańskiej obrazem życia naszego.


Jeden dzień w winnicy Pańskiej obrazem życia naszego.
4 lutego 2020

Jeden dzień w winnicy Pańskiej obrazem życia naszego.

 

Na niedzielę Starozapustną.
Jeden dzień w winnicy Pańskiej obrazem życia naszego.

„Nadchodzi noc, gdy nikt nie będzie mógł sprawować”. (Jan 9, 4.)
„Podobne jest królestwo niebieskie człowiekowi gospodarzowi, który wyszedł wczesnym rankiem najmować robotników do winnicy swojej”.

Ewangelja św. dzisiejsza przedstawia nam jeden dzień pracy w winnicy; któż z nas nie rozumie, że winnica to świat, że gospodarz to Bóg, że robotnik to człowiek pracujący w winnicy Pańskiej na zapłatę, którą wziąć ma przy schyłku dnia? Dzień pracy, o którym mówi Ewangelja święta, to całe nasze życie.

Wspaniały to obraz życia naszego, przyrównanego do dnia. Wschodzi słońce, pierwszemi promieniami wita świat, prześliczny poranek zwiastuje piękny dzień. Posuwa się słońce na widnokręgu coraz wyżej, coraz cieplej na świecie, upał wzrasta. Promienie słońca dosięgają zenitu, już słońce zmierza ku zachodowi; owiewa nas chłód, spokojny nastaje wieczór.

Słońce ma się ku zachodowi; ostatnim promieniem żegna świat, jakaś żałość rodzi się za gasnącym dniem; zapada w bezbrzeżnym oceanie; skończył się dzień, zginął w morzu wieczności, on już nigdy nie wróci; nastała noc, ciemna, zimna noc, w której ustała wszelka praca. Bo dzień przeznaczył Bóg do pracy; a przy schyłku dnia woła robotników swych, by im wymierzyć zapłatę; kto nie pracował, dla tego dzień stracony; przyjdzie noc, w której już nikt pracować nie będzie.

Przypatrzmy się temu dniu ewangelicznemu. Do pracy w winnicy powołuje gospodarz; do pracy w winnicy swej powołuje nas Bóg; zadaniem naszem na świecie pracować, by w winnicy tego świata zarobić sobie na zapłatę, którą przyrzekł nam Bóg, a którą nam da, gdy zajdzie słońce życia naszego; „albowiem godzien jest robotnik zapłaty swej” (Łuk, 10.); „a temu, który pracuje, zapłata bywa poczytana podług powinności” (Rzym. 4, 4.).

A wielka jest zapłata, którą przyrzekł nam Bóg: „Ja sam będę zapłatą jego bardzo wielką we wieczności” (Mądr. 15, 16.) – mówi Pan; „oto przychodzę rychło, a zapłata moja ze mną jest, abym oddał każdemu według uczynków jego” (Ap. 22, 12.). „Ani oko nie widziało i ucho nie słyszało i w serce człowieka nie wstąpiło, co nagotował Bóg tym, którzy go miłują” (Kor. 2, 9.).

Niech więc żadna praca nie będzie dla was za ciężka, czas niech się nam nie przykrzy, jeżeli przez to niebo sobie kupić możemy, mówi święty Hieronim; na otrzymanie tedy dóbr tak wielkich nie żałujmy pracy.

„Nie chciejmy przeto być  – mówi nas złotousty kaznodzieja Skarga w swych kazaniach o chwale i radości niebieskiej – jako głupie dzieci, które za jabłko wieś sprzedać chcą; za te obłudne i krótkie rozrywki nie sprzedajmy wiecznych dóbr i przedziwnych bogactwa i chwały Boga”.

Nas wszystkich powołał Pan do pracy w winnicy swej, powołał i ciebie; dał ci życie i duszę nieśmiertelną, stworzoną na obraz i podobieństwo swoje, byś za życia, w winnicy doczesnego żywota pracował dla swej nieśmiertelnej duszy, której celem Bóg; bo pragnieniem i tęsknotą nieśmiertelnej duszy człowieka to wieczne, nigdy nie kończące się szczęście; a wiecznem szczęściem Bóg.

Zaledwie zaczął się dzień życia twego, zaledwie zeszło słońce życia, już od pierwszej młodości, w zaraniu życia powołał cię Bóg do pracy w winnicy swej.

W sakramencie chrztu świętego z woli Bożej oczyścił kapłan duszę twą z grzechu pierworodnego; otrzymałeś nadprzyrodzone dary Boże, łaskę uświęcającą a z nią łaski uczynkowe, które wprowadziły cię na teren winnicy Pańskiej i umożliwiły ci pracę dla nieba; stałeś się obywatelem Bożym na ziemi, dzieckiem Kościoła świętego, tej matki dobrej, która wszystkie swe dzieci jak każda matka prowadzi za rękę na drodze do świątyni Bożej, do Jeruzalem Nowego Zakonu.

Na uświęconą twą duszę włożył kapłan po chrzcie świętym białą sukienkę, symbol łaski uświęcającej i wypowiedział te słowa: weź tę sukienkę białą i noś ją niepokalaną po wszystkie dni życia twego, póki jej nie złożysz przed trybunałem Pana naszego Jezusa Chrystusa.

Dał ci Bóg czułą, dobrą matkę, która wykarmiwszy cię piersią swą, pierwsze wejrzenie twe kierowała ku Bogu, ręce twe złożone w modlitwie wznosiła ku niebu; pierwsze nauczyła cię rozmowy z Bogiem, modlitwy; i nauczyła cię kochać Boga i Jemu służyć, byś przez to kiedyś dostał się do nieba.

Katolicką dano ci szkołę, podstawy wiary świętej położono w duszy twej, obudzono piękną nadzieję, rozpalić się już powinien płomień miłości ku Bogu.

Przygotowano cię do Sakramentów świętych; Sakrament Pokuty oczyścił duszę już zbrudzoną złem; znowu łaska Boża jako wianek białych lilij ozdobiła skronie twej duszy; nadszedł dzień pierwszej Komunji świętej, najpiękniejszy dzień wiosny twego życia, dzień święty, uroczysty w którym promienie miłości Jezusowej z Najświętszego Sakramentu odbijały się w czystej duszy twej, jak słońce w wiosennej porze przegląda się w lazurze czystej wody.

Czegóż więcej było ci potrzeba? Mógł Bóg dobry większe rzeczy uczynić ci? Czyż wtenczas serce twe z Matką najświętszą nie mogło śpiewać wdzięcznego Magnificat: „Wielbij duszo moja Pana, albowiem wielkie rzeczy uczynił mi i święte imię Jego?” Czyś wtenczas pracował w winnicy Pańskiej, czyś pracował dla Boga? Czy życie twe było już wtenczas życiem modlitwy, szczerego przywiązania i kochania Boga? Czy korzystając z częstych spowiedzi i komunji św., szedłeś jak święty Stanisław Kostka lub święty Alojzy drogą niepokalanego żywota? Czyś wtenczas już myślał o tem, że to najwcześniejsza, a zatem najpiękniejsza wiosna twego życia, a zatem najpiękniejsza wiosna twego życia, czyś wtenczas już siał na grządkach dziecięcego serca pierwiosnki cnót i zasług na życie wieczne?

O święte dni dziecięcych lat, o święta, wzniosła myśli; tak młody a już święty, bo życie ludzkie, nie na lata się liczy, mówi Pismo święte; „starość bowiem szanowana jest nie ta, którą daje długi żywot, ani też nie mierzy się na liczbę lat; ale sędziwością jest roztropność człowieka, wiekiem starości żywot niepokalany” (Mądr. 4, 8, 9.)

Przypomnij sobie swoje lata dziecięce; czyś tę wiosnę życia poświęcił Bogu? Jeśli tak, dziękuj Mu, bo już wtenczas poranek życia tak piękny zapowiadał dzień; dziękuj Bogu za wszystkie łaski, dziękuj za dobrze przeżyte dni dziecięcych swych niewinnych lat, najprzyjemniejszych Bogu. A jeżeli dni wczesnej młodości spotkały się z grzechem, proś Boga, by nie pamiętał przestępstw młodości twej; przeproś Boga za zmarnowane dni dziecięcych lat.

„I wyszedłszy o trzeciej godzinie, gospodarz ujrzał stojące na rynku próżnujące i rzekł im: idźcie i wy do winnicy mojej”. Tak, wyszedł Boski gospodarz po raz wtóry, by cię powołać do winnicy swej. A była już trzecia godzina; czas niewinnych, dziecięcych lat już minął, minęły lata, gdzie brakło jeszcze rozsądku i poznania, nadszedł czas młodzieńczych lat, czas zdrowego rozsądku; dość wysoko już stało słońce na niebie twego życia, był to już czas upalenia, już gorąco piekły promienie żaru niebezpieczeństwa: pokusy, żądze, złe skłonności, namiętności; kusił cię świat powabem złudnego szczęścia, kusiły własne zmysły, źle zrozumiana ambicja, ponosiła cię fantazja w zawodną krainę złudzeń.

Cały świat należał do ciebie, pójść na podbój świata było dla ciebie małą rzeczą; lecz czy wtenczas dusza twoja należała do Boga, czyś szedł na podbój świata, by zdobyć go dla Boga i nieba? Potężnie wołał Boski gospodarz, byś szedł do pracy, do winnicy Pańskiej, wołał jeszcze przez rodziców, pod których byłeś opieką, wołał przez kapłana z ambony i z konfesjonału, wołał przez uczciwe katolickie stowarzyszenie młodzieży. Czyś szedł za wołaniem boskiego gospodarza do pracy na Bożą chwałę i nad zbawieniem duszy? Możeś stał próżnujący na rynku, niebaczny, że lenistwo to matka wszelkiego złego; „wielu złości uczy lenistwo”, woła mędrzec Pański. Nic tak nie szpeci młodzieńca jak lenistwo; czy chcesz z próżnemi rękami i zakopanemi talentami kiedyś stanąć przed Panem?

Lenistwo to niewdzięczność względem Boga, który dał siły, duszę i ciało, byś je zużytkował wedle woli Bożej; lenistwo to niesprawiedliwość wobec społeczności ludzkiej, która ma prawo do naszej służby dla rodziny, państwa i Kościoła; lenistwo to zły przykład i zgorszenie wobec bliźnich, którym przykładem być nam trzeba przez pracę i trud życiowy; lenistwo to grzech przeciw przyrodzie, która w ustawicznym ruchu, według nieodzownych praw i urządzeń Bożych.

Lenistwo osłabia siły duszy, rozum i wolę i zachwaszcza serce człowieka; „szedłem ­– mówi mędrzec Pański – przez pole człowieka leniwego i przez winnicę męża głupiego; a oto wszędzie zarosła pokrzywami i ciernie pokryły grunt jego i rozwalił się płot kamienny” (Przysł. 24, 30, 31.).

Leniwy młodzieniec! Co za smutny widok! Wiosna bez słońca, bez zieleni, bez kwiatu, bez kwiatu, bez pączka, bez woni, bez nadziei. Bój się Boga i rozważaj słowa Jezusowe: „wszelkie drzewo nie rodzące owocu dobrego będzie wycięte i w ogień wrzucone” (Łuk. 3, 9.).

A może młode drzewo twego życia nie tylko, że nie rodziło dobrego owocu, lecz rodziło już owoce złe; może nie tylko lenistwem w służbie Bożej obarczyłeś młode swe sumienie, może życie twe podobne do drzewa, które piorun spalił; nie ma smutniejszego obrazu, jak człowiek w kwiecie swego wieku, podobny do drzewa bez owocu, bez kwiecia, bez liści; złamana korona, pogięty pień, smutnie spuszczają złamane gałęzie ku ziemi; zbezczeszczone dni młodych lat, tak wcześnie utracona niewinność, tak rychło rozpętane nałogi, wcześnie przejęte, głęboko zakorzenione, straszne namiętności.

O biedne, grzeszne serce młodzieńcze; zaliż kości twoje nie do ciebie stosują się słowa proroka: „któż da oczom moim źródła łez, abym we dnie i w nocy płakał pomordowanych córek ludu mego?” (Izaj. 9, 1.). Wołał Pan, byś szedł do winnicy jego, a tyś głuchy był na wołanie Pańskie; i mijały lata młodości bez modlitwy, bez Sakramentów świętych, bez praktyk religijnych; próżne były zbawienne rady i głos Boga i budzącego się jeszcze niekiedy sumienia.

I nadeszła nowa godzina, godzina szósta, czas dojrzałego wieku; u samego zenitu stoi słońce życia. Twarda praca dla chleba, dla dzieci, krople potu wyciska ci z czoła. Minął wiek orlich lotów, nadeszły lata krwawej, codziennej mozolnej pracy i trudu żywota; przemawia nowy nauczyciel życia, doświadczenia. I znowu Boski gospodarz woła cię do winnicy swej, jeszcze czas; jeszcze pod wieczór życia chce dać zapłatę na równi z innymi; zmarnowana młodość przemawia głosem wyrzutów sumienia; coraz częściej zaczynasz się nad sobą zastanawiać; doświadczenie i niepowodzenia życia świadczą o istnieniu Boga i życiu nadprzyrodzonem; coraz częściej i coraz poważniej przemawia do ciebie śmierć rówieśników. Przykłady życia pobożnego masz we własnym domu, we własnych swych dziatkach; czyż i ten wiek dojrzałego żywota pójdzie na marne?

„Błogosławiony mąż, który boi się Pana, w przykazaniach jego kocha się wielce; mocne na ziemi jest potomstwo jego, sława i bogactwo jest w domu jego, a sprawiedliwość jego trwa na wieki” (Ps. 111, 1-3).

„Błogosławiony mąż, który nie chodził w radzie bezbożnych i na drodze grzeszników nie stawał, ale w zakonie Pańskim wole jego i w zakonie jego rozmyślał we dnie i w nocy; i nie będzie jako drzewo wsadzone nad ścieżkami wód, które swój owoc daje czasu swego, a liście jego nie opadną i wszystko, cokolwiek czyni, szczęści się” (Ps. 1, 1-3). Taką nagrodę za życie męża pobożnego obiecuje psalmista Pański.

I minęły lata twardej pracy męskiego żywota; co było dzieckiem, w męża urosło; co było mężem, dziś głowa siwa; schyliło się słońce życia ku zachodowi; przyszedł wieczór życia; spokój zapanował naokoło ciebie i w tobie; ucichły pokusy i namiętności, tak szybko nadszedł wieczór życia. A gdy wieczór przyszedł – „rzekł Pan winnicy sprawcy swemu; zawołaj robotników i daj im zapłatę, począwszy od ostatnich, aż do pierwszych”.

Jaka będzie zapłata twoja?

I dziś wzywa cię Pan do winnicy swej; która godzina twego życia? A choćby była i ostatnia; „dziś, gdy głos mój usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych”, mówi Pan. Jeszcze nie noc, w której nikt nie może pracować, jeszcze „drzewo nie padło”, lecz my za to padnijmy na kolana, a obejmując pamięcią całe grzeszne życie, wołajmy z psalmistą: „zmiłuj się nade mną Boże dla wielkiego miłosierdzia tego i dla mnóstwa litości twoich zgładź nieprawość moją … pokropisz mnie hyzopem i będę oczyszczony, obmyjesz mnie i będę nad śnieg wybielony, dasz mi usłyszeć radość i wesele i rozradują się wszystkie kości moje” (Ps. 50.); gdybyś chciał ofiary, dam ją; ofiarą dla Ciebie, o Panie, duch skruszony; sercem skruszonem nie wzgardź o Panie. Amen.

x. Ignacy Czechowski, Krótkie kazania na niedzielę i święta całego roku, Poznań 1930.

« wróć