Dla tych z Państwa, którzy nie mieli możliwości otrzymać papierowego wydania naszego informatora, publikujemy zawarte w nim teksty. Najnowszy informator można pobrać także w wersji elektronicznej ⇒ informator numer 43/2020.
Kilka słów o świętym Gerardzie Majelli (część 3).
Św. Gerard — patron nie tylko dobrej spowiedzi.
Nie dziw zatem, że pod wpływem podobnych łask do Przenajśw. Sakramentu, jakby magnesem coraz więcej serce jego przyciągniętem było. Odtąd często biegł do najbliższego kościoła św. Marka i tam całemi godzinami trwał na modlitwie przed cyboryum, nie mogąc się oderwać od Pana Jezusa. Jak dziecku najmilej być z matką, tak dlań nie było większego szczęścia nad modlitwę przed Przenajśw. Sakramentem. Kiedy usłyszał, że dzwoniono na błogosławieństwo, wołał do swoich towarzyszy: „Pójdźmy do kościoła, pójdźmy odwiedzić P. Jezusa naszego więźnia.” Słowem, ukończywszy lat dziesięć, nasz Błogosławiony pałał już miłością ku P. Jezusowi; w kościele był jak w raju; obecność Jezusowa była dlań ciągle widzialną.
Ponieważ miłość ku Panu Jezusowi razem z miłością ku bliźnim się rozwija, są to bowiem dwa kwiaty cnót, które na tej samej łodydze kwitną: znamy piękne przykłady z dziecinnych lat Gerarda, że posiadał już wtedy litość dla bliźnich. Ujmował sobie z chleba, który dostawał od matki, żeby rozdać uboższym dzieciom i żebrakom. Jak był mniejszym, wolał sam się bawić i modlić; ale gdy lata przybywały, szukał okazyi, żeby o Bogu rozmawiać, do dobrego dzieci namawiać, do uczęszczania do kościołów i do odwiedzania P. Jezusa na Ołtarzu ich pozostającego nakłaniać.
Cóż powiedzieć o jego nabożeństwie do Matki Boskiej? Miłował Ją jak najlepsze dziecko kocha swą matkę. Śpiewał na Jej cześć pieśni, odmawiał koronkę, gotował się na Jej uroczystości, suszył przed Jej świętami. Najśw. Panienka obsypywała go też łaskami. Kiedy razu pewnego jego matka ofiarowała się do cudownego obrazu, zwanego Mater Domini w Caposele i wzięła go ze sobą, Gerard modląc się w tym kościele i jakby widząc twarz Matki Boskiej, wpadł w zachwycenie. Zdawałoby się, jakby Królowa Nieba chciała mu dać przedsmak niebieskich radości przy tem pierwszem odwiedzeniu tego kościoła; albowiem, jak zobaczymy, tuż obok miał stanąć niebawem klasztor OO. Redemptorystów i do tego klasztoru M. Boska miała przyjść, aby jego duszę do Nieba wprowadzić.
Takim był bł. Gerard w pierwszej dziesiątce swego cudownego i nadzwyczajnego życia. Nie można nie dopowiedzieć jednego cudu, o którym świadczył pod przysięga kanonik penitencyaryusz katedry w Muro, X. Marolda. Kazano razu jednego Gerardowi paść młodego baranka; a tu złodzieje mu go ukradli. Rodzice zasmucili się, bo baranek nie do nich należał. „Nie smućcie się, powiedział, baranek wróci” i zaczął się modlić. I otóż: chociaż zwierzątko zostało zabite, nie wiadomo, w jaki sposób baranka właścicielowi zwrócono.
Św. Gerard — wielki cudotwórca.
Bł. Gerard był cudotwórcą za życia; cudotwórcą pozostał po śmierci. Od chwili śmierci aż do dni dzisiejszych Bóg raczył Wszechmoc swą objawić dla tych, którzy pod opiekę i do orędownictwa braciszka się udawali. Ażebyśmy się przejęli ufnością w potęgę bł. Gerarda i abyśmy uciekali się do niego w rozlicznych potrzebach naszych, niechaj wyliczenie choćby kilku z tych licznych nader cudów trafi do naszego przekonania.
Bracia zakonni świętego braciszka pierwszymi byli, którzy jego opieki doznali. A przede wszystkiem O. Caione, znajdując się w wielkiem utrapieniu duchownem, udał się na modlitwę do świętego swego podwładnego o pomoc; i otóż braciszek objawił się mu otoczony chwałą i rzekł: „Bądź dobrej myśli, wszystko już się skończy”. Od tego dnia ucisk wewnętrzny ustał.
Ojciec Caione pocieszony, polecił br. Mikołajowi, który także był przygnębionym dotkliwemi niepokojami duszy, pójść i pomodlić się na grobie br. Gerarda. „Zaledwie to uczyniłem, potem opowiadał, wyzwolony zostałem z pokusy i tak swobodnym i szczęśliwym się czułem, że nie mogłem siebie samego zrozumieć.”
W Caposele mieszkał pewien człowiek, który bardzo niegodziwe życie prowadził. Pobożna jego sąsiadka przyszła do O. Petrella prosić, aby mu dał upomnienie. „Zadam posłuszeństwo br. Gerardowi, odpowiedział, aby go nawrócił.” Nazajutrz ta sama sąsiadka przybyła opowiedzieć, że się braciszek owemu człowiekowi w nocy objawił i skutecznie upomniał, bo się już zupełnie zmienił. — W samej rzeczy nadszedł sam grzesznik, odprawił dobrą spowiedź i zupełnie się nawrócił.
W Oliweto przechowano chusteczkę zbroczoną krwią br. Gerarda, gdy mu ją puszczono podczas choroby. Izabella Salwadore, do której braciszek ostatni list swój napisał, ciężko się rozchorowała; lecz przyłożywszy na siebie tę chusteczkę, wyzdrowiała. Podobnie inna osoba, śmiertelnie chora, za dotknięciem się tej chusteczki odzyskała zdrowie. W Oliweto błogosławiony przeliczne cuda po śmierci zrobił. To też X. Salwadore pisał, jakby się emulacya wszczęła między Gerardem a Oliwetanami; „i niewiadomo, dodał, czy oni jego nad innych Świętych więcej wzywają, czy on ich więcej obsypuje z Nieba łaskami.”
Przeliczne cuda bł. Gerard uczynił na rzecz matek w połogach. Jedna, która już ostatniemi Sakramentami została opatrzona, zawezwawszy świętego braciszka, wydała na świat wprawdzie dziecko nieżywe, lecz sama do zdrowia zupełnego przyszła, drugą poratował przez pocałowanie jego obrazka w chwili, kiedy lekarze przystępowali do niebezpiecznej operacyi; dzieciątko zdrowe na świat samo przyszło. W jednym wypadku przez X. biskupa Borgia w Pagani 1761 r. św. Alfonsowi opowiedzianym, biedna słaba matka została ocalona wypiciem wody, w której płótno krwią błogosławionego zbroczone zostało maczane. W drugim zaś inna matka, nad grobem będąca, urodziła dziecko przez pocałowanie cząstki z czapeczki świętego braciszka. Tak samo pewien mąż w rozpaczy, że straci młodą żonę, uratował ją, podając jej obrazek br. Gerarda. Rektor w seminaryum w Conza obłożnie był chorym. X. Bozio podał mu obrazek błogosławionego i natychmiast doznał ulgi. Przez wdzięczność zawsze nosił na sobie ten obrazek i już nigdy więcej na tę chorobę nie zapadł.
W 1766 r., jeden z kanoników przy katedrze w Trewico dostał niebezpieczną rupturę. Ponieważ miał szczęście znać braciszka, udał się do niego o pomoc. Przykładając cząstkę jego bielizny do miejsca zbolałego, rzekł: „Drogi Gerardzie, jeżeli to będzie na chwałę Bożą i dla dobra mej duszy, wybaw mnie z tego kalectwa.” Natychmiast ruptura ustąpiła i już się więcej nie pojawiła.
Umarł pewien młodzieniec na febrę i krwotok, leżał trup na pościeli; wtem matka czuła w sobie rozbudzającą się ufność w przyczynienie się Gerarda. Ząb braciszka posiadała, przyłożyła go do zmarłego syna, z tą modlitwą na ustach: „Mój Gerardzie, nie spraw mi tej przykrości: oto ja chcę, aby mój syn żył”. Zaledwie wypowiedziała te słowa, syn wstał żywy, bez śladu żadnej choroby. Bóg pozwolił, że pewna dziewczyna była dokuczliwie prześladowaną bezwstydnemi pokusami. Zawezwała pomocy błogosławionego. Natychmiast zasnęła i pokusa była przerwaną.
Z XIX-w. książki Kilka słów o Spowiedzi i Nowenna do św. Gerarda.
Redakcja / kontakt: redakcjalaudeturiesuschristus@gmail.com