Informator Wiernych Nadzwyczajnej Formy Rytu Rzymskiego w Bytomiu (41/2020)


Informator Wiernych Nadzwyczajnej Formy  Rytu Rzymskiego w Bytomiu (41/2020)
12 października 2020

Informator Wiernych Nadzwyczajnej Formy Rytu Rzymskiego w Bytomiu (41/2020)

 

Dla tych z Państwa, którzy nie mieli możliwości otrzymać papierowego wydania naszego informatora, publikujemy zawarte w nim teksty. Najnowszy informator można pobrać także w wersji elektronicznej ⇒ informator numer 41/2020.

 

 

Kilka słów o świętym Gerardzie Majelli.
Św. Gerard — patron dobrej spowiedzi.

Św. Gerard Majella, którego wspomnienie obchodzimy 16 października, jest patronem dobrej Spowiedzi, ale nie tylko. To również opiekun i anioł stróż dzieci, patron dzieci nienarodzonych i nieochrzczonych, niemowląt i matek, zwłaszcza matek brzemiennych i rodzących; przyjaciel ubogich i wszystkich potrzebujących wsparcia, przyjaciel robotników, pocieszyciel zrozpaczonych. Św. Gerard był za życia serdecznym przyjacielem wszystkich uciśnionych i strapionych, a w szczególności chorych. Chorzy wzywali go do siebie, a Bóg za ofiarną opiekę nad nimi, św. Gerarda wynagradzał często cudami. Był podporą dla słabych, światłem dla stojących na rozdrożu życia, opiekunem dusz niewinnych, doradcą w wyborze stanu, przewodnikiem wątpiących w miłosierdzie Boże i we własne zbawienie, opiekunem rodzin chrześcijańskich, przyjacielem kapłanów, lekarzem chorych.

Św. Gerard jest szczególnym patronem spowiedników i tych, dla których Sakrament Pokuty jest ciężki, czy to z powodu odkładania Spowiedzi, czy to z powodu skrupułów lub tajenia grzechów. Za życia umiał on doprowadzić do konfesjonału ludzi, którzy dziesiątki lat o Spowiedzi nie myśleli. Jest on szczególnym patronem tych, którzy chcieliby się dobrze wyspowiadać, a powodowani fałszywym wstydem, tają na spowiedzi grzechy swoje.

Św. Gerard miał szczególną litość nad tymi, którzy dla zbyt wrażliwego usposobienia, czy też z dopuszczenia Bożego, czują się wciąż przeznaczonymi na potępienie, wątpią w odpuszczenie swoich grzechów lub nie wiedzą, jaki mają sobie wybrać stan lub zawód.

Św. Gerard był prawdziwym opiekunem tych, którzy doznawali trudności w służbie Bożej, czy to z powodu złego otoczenia, czy to z powodu nędzy, niepowodzenia i niepewności warunków życia.

Urodził się 6 kwietnia 1726 roku, umarł w nocy 16 października 1755 roku, mając 29 lat, 6 miesięcy i 9 dni życia swego, z których 5 lat, 5 miesięcy i 15 dni przeżył w zakonie. Po  jego śmierci, gdy tylko umarł, najprzyjemniejszy zapach rozchodził się z jego ciała. Tej samej nocy objawił się dwukrotnie pewnej pobożnej duszy, raz ubrany w habicie, jak zwykle i niebawem potem w szatach świecących się światłością niebieską. Zachęcał ją do cierpienia za Pana Jezusa tymi słowy: „Bóg hojnie wynagradza małe cierpienia, które się znoszą na ziemi z miłości ku Panu Jezusowi”.

W roku 1893, w którym przypadła pięćdziesięcioletnia rocznica wyniesienia na biskupa Ojca św. Leona XIII, odbyła się beatyfikacja czcigodnego Gerarda Majelli. Ojciec św. wybrał na ten dzień 29 stycznia, dzień św. Franciszka Salezego — Niedzielę Siedemdziesiątnicy. Papież Pius X kanonizował go 11 grudnia 1904 roku.

Rozważmy, jak wielkimi łaskami obdarzył Bóg św. Gerarda już od dzieciństwa, oddając się lekturze poniższego fragmentu z Żywotu błogosławionego brata Gerarda Majella, napisanego przez Redemptorystę, ojca Bernarda Łubieńskiego, wydanego nakładem Księgarni Spółki Wydawniczej Polskiej w Krakowie w 1893 r. (str. 10 – 17):

Urodził się 6 kwietnia 1726. W katedrze, która jest pod wezwaniem Wniebowzięcia Matki Boskiej, został ochrzczonym. Dali mu rodzice imię Gerard na cześć św. Gerarda, niegdyś biskupa w Potenza, który dotychczas w tej okolicyi z cudów słynie.

Od samej jutrzenki życia świętość w nim zajaśniała.  Nigdy się płaczem, jak inne niemowlątka, o pokarm nie napierał. Matka karmiła go troskliwie; ale uważała, że tak, jak czytamy o św. Mikołaju z Miry, w niektóre dnie wcale pokarmu nie przyjmował. Jak gdyby chciał zawczasu zaprawić się do wstrzemięźliwości, w której celował przez całe życie. Matka podziwiała swe dzieciątko i często powtarzała: „Synku mój, bądź błogosławionym!”

Istotnie, błogosławieństwo Boskie okazało się w nim od lat dziecięcych. Do pobożności miał pociąg wrodzony. Jeszcze pięciu lat nie liczył, kiedy z kościoła z matką wracając, w domu obrządki święte naśladował i pieśni pobożne śpiewał. Wzniósł sobie ołtarzyk, na którym dał pierwszeństwo obrazkowi św. Michała i jak umiał, czcił Pana Boga, przyklękiwając, bijąc się w piersi i całując obrazki. Przy tem, nad wiek swój był poważnym i rozumnym. Kościelny przy katedrze był jego krewnym, od niego dostawał resztki wosku i robił sobie świeczki do swego ołtarzyka. Te święte zabawy z takiem przejęciem odbywały się, że niektóre osoby naumyślnie przychodziły i w domu się kryły, aby niespostrzeżenie patrzały na małego Gerarda, z jaką prostotą i pobożnością kapłanów przy Ołtarzu naśladował. Nieraz znaleziono go modlącego się w kąciku na klęczkach i z głębokiem skupieniem. Jeżeli ludzie podziwiali, to Bóg też wszystko widział i błogosławił dziecku, mając dlań w zapasie dary nadzwyczajne.

Poza miastem Muro, o dwa kilometry, stoi kaplica w odosobnionem miejscu, Capotignano nazwanem, w której znajduje się figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus, siedzącem na Jej łonie. Ta figura stała się narzędziem pierwszej cudownej łaski, którą Bóg raczył nawiedzić małego Gerarda. Liczył lat sześć, kiedy dnia pewnego przybył sam do tej kaplicy. Otóż wydarzyło się jemu to samo, co bł. Hermanowi Józefowi. Dzieciątko Jezus z rąk figury M. Boskiej zstępuje, uśmiecha się do Gerarda, bawi się i igra z nim. Nareszcie daje mu chleba bieluchnego kawałeczek. Gerard biegnie do domu pokazać go matce. „Kto ci dał ten chleb?” pyta matka. „Śliczniutkie dziecko” — odpowiedział. Białości niezwykłej wydawał się ten chleb, ale matka dalej nie badała go, myśląc, że które z zamożniejszej rodziny dziecko ten chleb mu dało.

Cud ten byłby uszedł dalszej uwagi, gdyby Gerard nie był poszedł raz po razie do kaplicy i zawsze nie wracał z chlebem białym. Zdziwiło to jego najstarszą siostrę Annę-Elżbietę. Zaciekawiona zapytała się, zkąd by miał te bochenki. Odpowiedział: „Od synka jednej pięknej pani”. Poszła więc, jak sama później pod przysięgą po śmierci Gerarda przy procesie biskupim zeznała, za braciszkiem do tej kaplicy i widziała, jak Dzieciątko Jezus zstąpiło z rąk Najśw. Panny  i po igraniu  z nim  dało mu bochenek białego chleba. Za parę dni matka podobnie wkradła się do kaplicy za synkiem swoim i widziała, jak Syn Niepokalanej Matki podał mu chleba. Lecz i Gerard nie krył się z tem przed matką, bo idąc raz z nią koło tej kaplicy, z dziecięcą prostotą powiedział: „Mamo! od tej Pani dostałem często chleba i z Jej Dzieciątkiem się bawiłem.”

Cóż powiemy na ten nadzwyczajny cud? Wyraźnie jest nie do zaprzeczenia. Za wiele jest świadków. A nawet sam Gerard, kiedy już był w klasztorze Redemptorystów w Deliceto, kiedy go raz siostra młodsza Brygida odwiedzała, powiedział jej: „Teraz dopiero wiem, że to dziecko, które mi dawało chleba, było Dzieciątkiem Jezus; a ja myślałem, że to była dziecina podobna do mnie”. A kiedy go siostra chciała do Muro zciągnąć, wabiąc go nadzieją, że może znów zobaczy tam Dzieciątko Jezus: „Nie potrzeba — odpowiedział Gerard — teraz mogę Go znaleść na każdem miejscu.” Nie ma więc wątpliwości o tym cudzie; tylko trzeba wychwalać dobroć nieskończoną Boga, którego „kochanie być z synami człowieczymi”.

 

 

  

Redakcja / kontakt: redakcjalaudeturiesuschristus@gmail.com

« wróć