Tydzień siedemdziesiątnicy


Tydzień siedemdziesiątnicy
27 stycznia 2018

Tydzień siedemdziesiątnicy

Dwa zamknięte kręgi myślowe przewijają się przez ten tydzień: przypowieść o winnicy i historia Adama. Nie tylko w niedzielę, lecz przez cały tydzień pozwala nam Kościół przeżywać przypowieść o winnicy. Również przez cały tydzień towarzyszy nam w czytaniach Pisma św. postać Adama.
Obecnie, w ciągu tych trzech niedziel, Bóg wzywa ludzi do swego królestwa i swojej nauki. Niedziele: siedemdziesiątnica, sześćdziesiątnica i pięćdziesiątnica są dniami zaciągu do królestwa Bożego. Takie jest ich główne zadanie.
Rządcy Kościoła powinni te dwa i pół tygodnia poświęcić wyłącznie misji wewnętrznej i zewnętrznej. Duszpasterze muszą się naradzać nad znalezieniem właściwych dróg do serc ludzkich. Niewątpliwie jest wolą Chrystusa, byśmy posługiwali się wszelkimi dostępnymi środkami ludzkimi, które ułatwiają szerzenie Jego nauki na świecie. Mamy obowiązek zaznajamiać ludzi z zasadami chrześcijaństwa – i to wszystkich ludzi na całej ziemi. Praca ta musi trwać nieprzerwanie, aż do końca świata. Od tej pracy Chrystus nas nie zwalnia. „Idźcie i nauczajcie wszystkie narody … nauczając je zachowywać wszystko, cokolwiek wam nakazałem!” W tym rozkazie nauczania zawarte są wszelkie środki psychologiczne i wychowawcze, którymi posługiwać się mamy do przekazania ludziom nauk Chrystusa Pana. Oczywiście nie wynika z tego, że ludzie rzeczywiście przyjmą chrześcijaństwo i staną się prawdziwymi chrześcijanami. To zależy od dwóch innych ważnych czynników: najpierw od łaski Bożej, a następnie od wolnej woli ludzkiej. My sami nikogo nie możemy nawrócić czy też do chrześcijaństwa namówić. Ten tylko przyjdzie do Chrystusa „którego Ojciec pociągnie”.
A pod tym względem mamy wszyscy jeszcze dużo do zrobienia. Tę pracę duszpasterską musi spełniać każdy z nas, każdy chrześcijanin z racji powszechnego kapłaństwa, a zwłaszcza sakramentu bierzmowania. Obowiązkiem naszym zapraszać i z nauką chrześcijańską zaznajamiać wszystkich ludzi, do których mamy dostęp, którzy są naszymi „bliźnimi” – a więc fizycznie i duchowo są nam bliscy. Pamiętajmy przy tym, że nie chodzi tu o „powodzenie” w nawracaniu, to bowiem jest w ręku Boga. Nie wchodzą więc w rachubę tego rodzaju środki, które zmierzają do „złowienia” kogoś, namówienia, a tym bardziej omamienia, lecz tylko takie, które doprowadzą do uznania nauki Chrystusowej oraz do otwarcia duszy łasce Bożej. Zdajemy więc sobie sprawę, że stosowane przez nas środki zjednywania ludzi będą niejednokrotnie różniły się od środków stosowanych przez „dzieci tego świata„. Zapał natomiast do takiej apostolskiej pracy nie może być u nas mniejszy. I o tym właśnie zapale, nie zaś o środkach mówi Zbawiciel  przypowieści o niesprawiedliwym włodarzu.
Teraz należałoby się poważnie zastanowić, jakie jest życzenie Chrystusa odnośnie do mego apostolstwa. Każdy z nas ma pod tym względem wiele, bardzo wiele możliwości. Rzućmy tedy okiem bodaj na chwilę na zakres swej działalności. Na pierwszym miejscu muszę postawić samego siebie. Do mnie również skierowane jest wezwanie gospodarza w niedzielę siedemdziesiątnicy: Czemu stoisz bezczynnie przez cały dzień? Idź i ty do winnicy mojej! Uporządkowana miłość bliźniego zaczyna się od samego siebie. Przede wszystkim ja sam powinienem iść za tym wezwaniem; powinienem również przyjąć naukę Chrystusa i przestrzegać pilnie tego, co On nakazał. Zbliżający się czas Wielkiego Postu jest dla mnie okresem religijnego samowychowania i uświadomienia. Musimy więc o to szczególnie się starać, by wezwanie Boże nas samych poruszyło, abyśmy, jak mówi św. Paweł, „nauczając innych, sami nie byli odrzuceni”.
Potem z kolei następują bliźni, dosłownie ci, „którzy są nam najbliżsi”. Są to nasi krewni, przyjaciele, towarzysze danego zawodu. I tu od razu nasuwa się sprawa sposobów oddziaływania na bliźnich naszych: nic nie zrobimy głośną reklamą kupiecką, ale jedynie przykładem wzorowego życia chrześcijańskiego. Możesz wpływać na bliźnich swoich wyłącznie i jedynie przez czyn i przez chrześcijańską postawę swego życia. Oto najskuteczniejsze apostolstwo! Bądź chrześcijaninem bez zarzutu, a staniesz się dla otoczenia swego najlepszym kaznodzieją i apostołem. Ale nie przejmuj się, jeżeli twoja praca apostolska nie da zaraz wyników; skuteczność jej zależy od Boga i od tego, czy bliźni twoi pójdą za Bożym wezwaniem. Wreszcie chodzi o dalsze otoczenie, a więc o naszych bliźnich w szerszym tego słowa znaczeniu. Tutaj także jest wiele możliwości. Nieraz rzekomy przypadek stawia ludzi na naszej drodze, a w rzeczywistości Bóg nam ich przysyła: w czasie podróży koleją, na wycieczce, w naszym sąsiedztwie itp. Do nich należą również i współparafianie (w znaczeniu głębszym – „współczłonki” Ciała Chrystusowego). Jakimi tutaj rozporządzamy środkami apostolstwa? Najcenniejsze z nich, a tak mało znane światu, to miłość i modlitwa.
Jak łatwo można zjednywać sobie ludzi życzliwością, uprzejmością, usłużnością i wesołością! Jakże muszą być układni i uprzejmi kupcy, agenci i przedstawiciele firm, chociaż nieraz mają do czynienia z opryskliwymi i wymagającymi klientami! czemu tak rzadko stosujemy w życiu prawdziwą, chrześcijańską życzliwość? A jak wielkie znaczenie ma dzisiaj chrześcijańska dobroczynność („caritas”) jako środek przyciągania nauki Chrystusowej. Nie znaczy to, byśmy chcieli za jałmużnę kupować wyznawców dla wiary. Ale datek, zwłaszcza ofiarowany z prawdziwą miłością, najlepiej przygotowuje ludzi do przyjęcia nauki Chrystusowej. Radzę tedy, aby każdy z nas wziął w opiekę jakiegoś ubogiego czy dziecko, czy też potrzebującą pomocy rodzinę, których by odwiedzał, rozmawiał z nimi, pocieszał ich, którym by raz po raz wyświadczał przysługę i wspierał jakimś datkiem. A zdobyć się na to może każdy, nawet dziecko, nawet młodzież – dziewczęta i chłopcy. Byłoby to zarazem najpiękniejsze duszpasterstwo.
Nie zapominajmy również o modlitwie. łaska jedynie sprawia, że człowiek staje się chrześcijaninem, a łaskę czerpiemy z serca Bożego przez gorącą i wytrwałą modlitwę. To jest może najsilniejszy środek apostołowania. Zapamiętajmy więc sobie – siedemdziesiątnica jest niedzielą działalności apostolskiej na rzecz królestwa Bożego.

Bóg wzywa nas do winnicy królestwa swojego

Martyrologium: „Niedziela siedemdziesiątnicy, od której milknie hymn uwielbienia Pana – Alleluja”.

Siedemdziesiątnica. Jakiekolwiek byłoby historyczne wyjaśnienie tej nazwy, siedemdziesiątnica łączy się z ośrodkowym punktem roku kościelnego, z uroczystością Wielkanocy. Jest ona jakby falą, zmierzającą z największej dali ku świętu Zmartwychwstania. W średniowieczu, mającym takie upodobanie do tłumaczeń alegorycznych, chętnie wspominano przy tej sposobności siedemdziesięcioletnią niewolę narodu żydowskiego; na podobieństwo Żydów i my obecnie zawieszamy na wierzbach nasze harfy, które dźwięczały dotąd pieśnią Alleluja.
Okres wielkanocny sięga w życie nasze głębiej, aniżeli okres Bożego Narodzenia. Mamy się stać nowymi ludźmi, Wielkanoc ma być dla nas jakby nowym chrztem, ma nas przemienić w nowe stworzenia Boże. Dzień dzisiejszy jest porankiem tego wielkiego dnia nawrócenia. Łatwo więc zrozumień, dlaczego Kościół podaje nam dziś program na nadchodzący okres. Program ten zawiera pięć punktów:
(a) Powinniśmy  ponownie uprzytomnić sobie, że jesteśmy grzesznikami, pierwszą więc rzeczą jest głęboka świadomość grzechu. Dlatego już na progu świątyni Kościół każe nam dzisiaj zaintonować wstrząsający śpiew: „Ogarnęły mię boleści śmierci, męczarnie piekła otoczyły mię zewsząd” (introit). Brewiarz ukazuje nam obrazy upadku grzechowego. Ale ta świadomość grzechu nie powinna być pozbawiona nadziei, gdyż mocniejsza od niej jest świadomość naszego odkupienia: „W utrapieniu moim wołałem do Pana i wysłuchał głos mój z przybytku swego świętego”. Już z oddali widzimy tu przebłysk światłości wielkanocnej.
(b) Drugim punktem programu jest wezwanie. Dzisiaj wzywa nas głos Boży. Bóg, gospodarz i pan winnicy wzywa robotników, i to o każdej godzinie. To właśnie jest takie radosne, że nigdy nie jest za późno. Bóg nas wzywa bez względu na lata nasze: dziecko, młodzieńca lub dziewczę, męża w sile wieku, niewiastę, starca lub staruszkę. Jesteś wezwany, idź więc za tym głosem.
(c) Program ten wskazuje nam również nasze zadanie. Życie chrześcijańskie nie jest sielanką ani bezczynnością, lecz znojną pracą w upale dnia i ciężką walką na arenie świata. Chcąc zaś nam żywo przedstawić, co nas czeka, prowadzi nas Kościół do grobu wielkiego bojownika, św. Wawrzyńca, aby jego męczeński bój za Chrystusa na rozpalonej kracie służył nam za przykład.
(d) Walce przyświeca nadzieja zwycięstwa, pracy zaś należna nagroda: będzie nią denar życia wiecznego, nigdy nie więdnący wieniec niebieskiego zwycięstwa. Jeżeli dzieci tego świata tyle zadają sobie trudu, aby zdobyć wieniec, który i tak zwiędnie, to czegóż my nie powinniśmy robić dla zdobycia korony wiecznej szczęśliwości!
(e) Wreszcie u progu czasu wielkanocnego daje nam Kościół ostrzeżenie: masz wejść obecnie w nadprzyrodzone życie Kościoła. Punktem ośrodkowym zaś obecnego czasu liturgicznego jest chrzest i Eucharystia. Biada ci, jeżeli życie twoje nie odpowie woli Bożej! Spotka cię wówczas los ojców na pustyni; oni również otrzymali swoisty chrzest i pokarm z nieba, pomarli jednak na piaskach pustyni i nie ujrzeli Ziemi Obiecanej.

Przeczytaj rozważania do Mszy świętej na Niedzielę Siedemdziesiątnicy.

Powyższy tekst jest fragmentem pracy Piusa Parscha, zatytułowanej „Rok Liturgiczny” (Poznań 1956 r., tom 2, str. 12-15)

« wróć