15. Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego


15. Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego
1 września 2018

15. Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego

 

Wskrzesiciel zmarłych

Jest to prawdziwie niedzielna msza, której można by dać tytuł: Wielkanoc i paruzja. Chrystus jest wskrzesicielem w podwójnym znaczeniu: na ziemi duchowo przez łaskę, a w chwale również i co do ciała. Każda niedziela w ofierze eucharystycznej łączy Wielkanoc z paruzją, odnawiając łaskę chrztu św., urzeczywistniając już naprzód ostateczne przyjście Chrystusa, udzielając w Chlebie żywota zadatku zmartwychwstania. Myśli te znajdują piękny wyraz w dzisiejszej Mszy św.

(1) Przejście do liturgicznej jesieni. Dotychczas patrzyliśmy na niedziele po Zielonych Światkach pod dwojakim kątem widzenia: patrzyliśmy wstecz, na światło wielkanocne, a następnie na chwilę obecną. W pierwszym przypadku odnawialiśmy pamięć łaski chrztu św., w drugim uczyliśmy się walczyć ze złym duchem. Były to dwa typowe przedmioty dotychczasowych niedziel; z jednej strony uzdrowienia jako obrazy odnowienia przez chrzest, z drugiej dwa królestwa: królestwo Boże i królestwo tego świata. Jak to już było często zaznaczane, Kościół nie zamierza stawiać nas wobec wyboru,który jużeśmy uczynili, ale chce przeprowadzać analizę duszy i rzucić snop światła na nasze wnętrze, w którym jeszcze jakby dwie występują dusze. Od dzisiejszej niedzieli Kościół zwraca naszą uwagę w trzecią stronę, ku przyszłości, ku powtórnemu przyjściu Pana. Z tą chwilą wkraczamy w ostatni okres roku kościelnego, stanowiący przygotowanie do powrotu Chrystusa.
Niedziela ta była piątą i ostatnią po św. Wawrzyńcu. Przekonaliśmy się jednak, że co do treści podział ten jest bez znaczenia: niedziele owe nie stanowią zamkniętej grupy ani też nie mają związku z uroczystością św. Wawrzyńca. Czy niedziela dzisiejsza łączy się z poprzednią? Zdawałoby się, że psalm introitu oraz epistoła na to wskazują, treść jednak jest bardzo odmienna. Należałoby raczej tę niedzielę jak i następną uważać za pokrewne co do budowy i co do treści. Wewnętrzna budowa dzisiejszej mszy niedzielnej jest dosyć jednolita. Pełen mistycznego znaczenia fakt podany w dzisiejszej ewangelii przewija się przez cały ciąg mszy. W wstępie (introit) w imieniu zmarłego młodzieńca wołamy o wskrzeszenie z martwych, w ofertorium dziękujemy za nie, a w antyfonie na Komunię św.  opiewamy życie łaski. Oba czytania są ze sobą luźno złączone.

Rozważania niedzielne.
(A) Budowa mostu. Starożytny kapłan pogański zwany był „pontifex”, co dosłownie znaczy: budowniczy mostów. Prawdopodobnie dlatego, że ofiary składano w pobliżu mostów. Kościół rzymski przejął ten wyraz do języka liturgicznego i używa go na oznaczenie papieża albo i biskupa. Można też rozumieć to jako piękną przenośnię, gdyż kapłan jest budowniczym mostów, bo jako pośrednik między Bogiem a ludźmi przerzuca pomost między niebem a ziemią. Pragnąłbym jednak wyraz ten zastosować też do Kościoła, gdyż on w najwyższym znaczeniu jest budowniczym mostów: on bowiem przerzuca złoty pomost ponad życiem człowieka od jego narodzin aż do śmierci. Pierwszy filar stanowi chrzest, ostatni – powtórne przyjście Pana, a między nimi tworzy się pomost przez Eucharystię. Stwierdzaliśmy już często, że droga starochrześcijańskiej pobożności prowadziła od chrztu św. przez Eucharystię do paruzji. Myśl tę wyraża pięknie dzisiejszy formularz mszalny. Wskrzeszenie młodzieńca z Naim przedstawia nam nasze duchowe powstanie z martwych przez chrzest; jednocześnie przez ten cud przygotowuje nas Kościół do naszego zmartwychwstania: w innych częściach tego formularza podane są nam nauki i środki zmierzające do utrzymania w nas Bożego życia łaski. Najdoskonalszym środkiem jest Eucharystia: „Chlebem, który ja dam, jest ciało moje za żywot świata”.

Skoro tylko się urodziłem, już nosiłem w sobie zalążek śmierci: już w pierwszym dniu ciążyło nade mną przekleństwo: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Życie moje ziemskiej podobne jest do pogrzebowego pochodu. Namiętności i grzechy są grabarzami, przyspieszającymi pochód, aby mnie w prochu pogrzebać. Lecz oto Chrystus wkracza w ten pochód śmiertelny i wymawia wielkie słowo: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!” Była to chwila chrztu św.; otrzymałem wówczas nowe, nieśmiertelne życie. Ale chodzi przecież o utrzymanie i rozwój tego życia. Po chrzcie św. dusza moja była jak niemowlę i miała wzrastać; otoczona też był wrogami, którzy chcieli ją pozbawić tego życia. I oto znowu zjawia się Chrystus; w każdą niedzielę lub nawet codziennie łamie On dla mnie „Chleb za żywot świata”. Chleb ten wprawdzie sam nie jest życiem, ale ma on życie rozwijać i czynić aktywnym. Dzisiejsza epistoła mówi nam, czym jest „życie i postępowanie według ducha”. Przez całe więc życie nasze pracujemy nad budową złotego mostu, który prowadzi ku promiennemu dniowi powtórnego przyjścia Pańskiego.

Wchodzimy w liturgiczną jesień; rozpoczęło się już żniwo dusz (Wniebowzięcie N.M.P.); widzimy mądre dziewice oczekujące Oblubieńca z płonącymi lampami; widzimy czujnego sługę, który przepasuje swe biodra i wychodzi z zapaloną pochodnią naprzeciw Pana. Promienieje już na niebie wielki złoty krzyż, znak Syna Człowieczego (Podwyższenie Krzyża św.). Czas nagli, śpieszmy dokończyć złotego mostu na szczęśliwe zmartwychwstanie!

(B) Młodzieniec z Naim. Było to w pierwszej połowie działalności Pana Jezusa w Galilei. Zbawiciel wędrował przez miasta i wioski galilejskie, głosił naukę i czynił cuda. Trzeba sobie żywo wyobrazić taką małą karawanę. Pan Jezus idzie w towarzystwie swych dwunastu Apostołów; inni uczniowie również idą z nimi. W pewnej odległości postępują pobożne niewiasty, a wśród nich Maryja, matka Jezusowa, Maria Magdalena i matki niektórych Apostołów; prócz tego stale gromadzi się lud z bliska i z daleka, by posłuchać Jego nauczania i oglądać Jego cuda. Tak właśnie idzie Pan na południe od swego rodzinnego Nazaretu, zbliżając się do miasteczka Naim (po polsku: miły).

Przypatrzmy się nieco tej okolicy. Stoimy na czcigodnej ziemi: przed nami wznosi się góra Tabor, gdzie miało miejsce przemienienie Pańskie; w pobliżu znajduje się miejscowość Endor. Tam, w ostatnich dniach życia, przybył niegdyś nieszczęsny król żydowski Saul, aby w swym nieszczęściu zwrócić się z pytaniem do czarownicy z Endor, umiejącej wywoływać duchy zmarłych. Na jego żądanie wywołała ona ducha proroka Samuela, który z dopuszczenia Bożego ukazał się rzeczywiście, aby Saulowi przepowiedzieć odrzucenie, klęskę jego wojska i śmierć. Następnego dnia doszło do bitwy na górach Gelboe, które się tu rozciągają. Tysiące pobitych legły na placu boju a między nimi Saul, który padł na własny miecz. Jest to chwila,kiedy Dawid wstępuje na tron. Jezus, Syn Dawidowy, przechodzi dzisiaj koło Endor. W pobliżu znajduje się też Sunam; tam prorok Elizeusz wskrzesił syna wdowy, u której często zamieszkiwał. Poważne to wspomnienia! A może idący tą drogą Zbawiciel nawiązał w swej nauce do owych wydarzeń?

Właśnie zachodziło słońce, gdy Jezus zbliżał się do Naim. Miasto posiadało bramy, a przed nim był duży plac, gdzie skupiało się całe życie miasteczka. Tu było targowisko, tu sprawowano sądy i odbywano zgromadzenia ludowe. Gdy Jezus miał z tłumem ludu wejść już do bramy, wyszedł z niej orszak pogrzebowy. Jakież to spotkanie! Cóż to za przejmujący widok dla oka wierzącego człowieka: oto spotykają się dwa pochody: pochód życia i pochód śmierci.

Musimy sobie oprzytomnić, jak wyglądał wówczas żydowski pogrzeb. Oto na czele korowodu idą płaczki; flety i cymbały towarzyszą płatnym lamentom kobiet. Potem przemieszczają się mary z nieboszczykiem; trumny nie ma; ciało niosą na desce bez wieka. Zwłoki zawinięte są w lniane prześcieradła, a tylko twarz odsłonięta. Mary niesie czterech albo więcej mężczyzn. Następnie idzie pochylona w boleści matka, prowadzona, być może, przez dwie kobiety. Pochód zamyka współczujący tłum ludu. Ta śmierć wzbudziła szczególne współczucie w całym mieście, toteż ewangelia mówi, że korowód był długi. Liczna więc rzesza ludu zgromadziła się przed bramą: wielu idzie z Jezusem, a innych wielu bierze udział w pochodzie pogrzebowy.

Któż jest tym zmarłym? Młodzieniec w kwiecie wieku, a do tego jedyny syn nieszczęśliwej wdowy. Jedyne dziecko – to radość zawsze drżąca w lęku; cała ogromna miłość, jaką Bóg wlewa w matczyne serce, zwrócona jest ku tej jednej istocie; a oto leży ona bez życia … Stąd wielki ból i zupełnie zrozumiałe cierpienie.

Matka jest w dodatku wdową. Po śmierci męża wzgardziła powtórnymi zaślubinami. U Żydów uchodziła to za rzecz szlachetną i Bogu miłą. Całym jej szczęściem był syn – i oto Bóg jej go odbiera!

I oto ta zbolała niewiasta spotyka w tyn największym opuszczeniu swego Mesjasza. A Jezus? Czy możemy sobie inaczej wyobrazić Jego głęboko czujące serce? Łukasz św. podaje: „A gdy ją ujrzał Pan, ulitował się nad nią”. Wielki ból matki nie jest Mu obojętny; współczucie jest szczególną cechą Zbawiciela. Św. Paweł mówi: „Mamy arcykapłana, który współczuje z nami”. Może Jezus myśli o swej własnej Matce, idącej wraz z rzeszą? Niezadługo i Ona iść będzie,bolejąc za Jego marami …

Pan Jezus jednak nie poprzestaje tylko na współczuciu, ale idzie z czynną pomocą; wychodzi z orszaku, zbliża się do płaczącej kobiety i mówi do niej: „Nie płacz!” Niejeden już pewno wypowiadał te słowa, ale daremna była to pociecha. Jezus pociesza skutecznie; On jest „zbawieniem Izraela” (tak nazwał Go starzec Symeon); przypominamy sobie słowa kazania na górze: „Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni”.

Chrystus przystąpił do mar; niosący stanęli; samo Życie staje naprzeciw śmierci. Wśród obecnych zapada głęboka cisza, zaledwie śmią oddychać. Wtedy Jezus mówi donośnym głosem: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!”. Na te słowa podnosi się umarły, owinięty w całun i – jakby z ciężkiego snu zbudzony – poczyna mówić. Pierwsze jego spojrzenie pada na dobroczyńcę, na Jezusa. Spójrzmy na matkę. Zamieniona cała we wzrok i słuch – śledzi bieg wypadków. Oniemiała widzi ona, jak jej syn wyrywa się z objęć śmierci. Zaledwie śmie uwierzyć w swoje szczęście i jak przykuta stoi w trwożnym oczekiwaniu. A Pan kończy swoje miłosierne dzieło. Nie chce się pozbawić tej radości, by osobiście oddać chłopca jego matce. Mamy tu znowu piękny rys człowieczeństwa; szanuje On radość matczyną, podobnie jak uszanował jej ból! Rozwiązuje prześcieradła, w które chłopiec był owinięty, i oddaje go w matczyne ramiona. Ewangelia nic nie mówi o ich wzajemnym powitaniu. Zapewne milcząc i płacząc matka i syn padli sobie w objęcia; a potem z pewnością padli do nóg cudotwórcy, dziękując Mu z głębi serca. Od tej chwili oboje znikają z historii ewangelicznej, ale niewątpliwie należeli oni później do najpierwszych chrześcijan. Św. Łukasz mówi jeszcze o wrażeniu, jakie cud wywarł na zgromadzonym tam ludzie. Było ono potężne: wszystkich ogarnął lęk. Jest to święta bojaźń Boża wobec bliskości Pana, ogarniająca Żydów, ilekroć są świadkami wielkiego dzieła Bożego. Bojaźń ta przechodzi następnie w uwielbienie Boga, tak że wszyscy mówią: „Prorok wielki powstał wśród nas,a Bóg nawiedził lud swój”. Ogarnia ich przeczucie nadchodzących wielkich dni.

(C) Święte misterium.
(a) Kościół podaje nam wskrzeszenie młodzieńca z Naim. Zapytajmy, czym się właściwie kierowała liturgia wybierając tę scenę, aby ją nam przedstawić. W ogóle zadajmy sobie pytanie, co Kościół ma na celu. gdy nam pokazuje zdarzenie z życia Chrystusa, jak np. dzisiaj wskrzeszenie młodzieńca z Naim. Jest to przypadek historyczny, podany na pewno po to, byśmy się zeń zbudowali. Dzięki niemu poznajemy Pana w Jego miłosierdziu, w objawach Jego ludzkiego serca; widzimy, jak szanuje ból i radość matki. Daje nam także dowód, że jest rzeczywiście Synem Bożym, przemawia bowiem jako władca: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!” Pouczenie i zbudowanie nas jest tu na pewno zamiarem Kościoła, ale nie zamiarem najważniejszym. Gdyby mu chodziło jedynie o nasze pouczenie i zbudowanie, to mógłby znaleźć zapewne piękniejsze ustępy, np. wspaniałe przypowieści i pouczenia Pańskie. Kościół jednak zmierza do czego innego.

Opowiada on zdarzenie minione, ale ma na myśli coś aktualnego obecnie. Kościół chce przez to powiedzieć: To, co działo się kiedyś, przed wielu laty, dzieje się przez łaskę Bożą również w naszym życiu, a nawet właśnie podczas tej Mszy świętej. Chrystus wskrzesił pewnego młodzieńca nie tylko przed przeszło 1900 laty, lecz to samo czyni również w Kościele swoim po dziś dzień w porządku duchowym.

Możemy nawet posunąć się jeszcze dalej. Chrystus Pan zdziałał ten cud nie dla samego cudu, ale z myślą o przyszłości. Wszystkie cuda w życiu Chrystusa są tylko podobieństwami Jego działania w Kościele, bo celem Jego życia na ziemi nie było uzdrowienie lub wskrzeszenie jednego czy drugiego człowieka, lecz zbawienie ludzi w Kościele. Mówimy więc, że cud wskrzeszenia jest obrazem Jego działania w Kościele, a także w dzisiejszej Mszy św.: On daje życie duszom naszym. Samego siebie nazywa On wskrzesicielem w podwójnym znaczeniu: najpierw budzi duszę ze śmierci duchowej do życia Bożego, a przy końcu czasów obudzi i duszę, i ciało do życia uwielbionego. Oto Jego wielkie powołanie jako Odkupiciela.

Cuda więc i uzdrowienia w życiu Jezusowym są dla nas bardzo ważne. Dowiadujemy się z nich, co Chrystus w nas działa i co chce działać; ale wskazują nam one także, jak mamy się do nich ustosunkować. Co stąd wynika? To mianowicie, że powinniśmy się wżyć w te wszystkie zdarzenia i z nimi współdziałać. Skoro Chrystus posługiwał się nimi celem poglądowego przedstawienia swojej działalności, to Kościół chce w nich podać poglądowo sposób przyjmowania łaski.

Trzeba więc, byśmy się wżyli w cud wskrzeszenia młodzieńca. Mamy się czuć dzisiaj jak ów zmarły, którego Chrystus chce znowu obudzić do życia duchowego. Nie należy oczywiście zatrzymywać się na samym obrazie; rzeczywistością jest tu udzielenie łaski, życie Boże, które dziś na nowo otrzymujemy od Chrystusa.

(b) A teraz pytanie: jak mamy dzisiaj wżyć się w to zdarzenie i jak odnieść się do jego duchowego oddziaływania? Musimy tu zrobić dwie rzeczy: podczas Mszy św. musimy wziąć udział w świętym dramacie wskrzeszenia; w oparciu o teksty godzin kanonicznych mamy ten obraz nosić w swojej duszy.

We Mszy św. ewangelia oznajmia nam o wskrzeszeniu młodzieńca. Wiemy już, że ewangelia nie jest jedynie prostym opowiadaniem jakiegoś urywku z Pisma św. Światło bowiem, kadzidło, śpiew, Alleluja i inne święte ceremonie mówią jasno o tym, że w ewangelii zjawia się sam Chrystus i przemawia do nas. Stąd to wydarzenie ewangeliczne uobecnia się przed nami w pełni łaski i życia. Nieraz też widzimy, że jakieś słowo z ewangelii dnia powtarza się echem w śpiewie na Komunię św. (co prawda, tym razem tak nie jest). Ale cóż to znaczy? Oto, że właśnie w Eucharystii fakt ten (mistycznie) urzeczywistnia się w całej pełni łaski.

Cała msza dzisiejsza stanowi święty dramat. W introicie czujemy się jeszcze jako umarli. Wszystko, co w nas i w Kościele jest obumarłe i potrzebujące odkupienia, woła o zmartwychwstanie: „Zbaw sługę Tobie! Zmiłuj się nade mną …” W kolekcie Kościół, matka nasza, prosi o życie dla swych dzieci. Epistoła jest matczynym pouczeniem Kościoła o tym, aby postępować według ducha. W ewangelii staje przed nami wskrzesiciel zmarłych. A w Ofierze świętej dokonywa się duchowe wskrzeszenie. Ofertorium jest już dziękczynieniem za wskrzeszenie przez chrzest, a obecnie przez Eucharystię. W Komunii św. Pan nachyla się ku mnie i mówi: Idź w pokoju. Komunia św. daje mi siły do życia i postępowania według ducha oraz prawo do ostatecznego zmartwychwstania. Msza św. stanowi więc wielką graniczną linię dnia. Przychodzę na Mszę św. jako umarły, a powracam do domu jako zmartwychwstały.

Lecz Kościół nie zadowala się odtworzeniem tego misterium we Mszy św.: rozciąga on myśl ewangelii na cały dzień, a czyni to w pacierzach kapłańskich. Są one bowiem rozszerzeniem modlitwy mszalnej. Słońce Boże oświeca promieniami swoimi cały dzień. Dzień ujęty jest między dwa zjawiska przyrody: wschód i zachód słońca. Słońce jest obrazem Chrystusa w Eucharystii. Właśnie te dwie chwile Kościół wkłada najważniejsze swoje myśli. Są chwile najuroczystsze, gdy o wschodzie słońca Kościół wita „Wschodzącego z wysokości” („Oriens ex alto”) i gdy o zachodzie śpiewa „Magnificat” pokornej Służebnicy jako dziękczynienie za zbawcze łaski całego dnia. Jednocześnie na  te chwile wyznacza Kościół początek i koniec świętego dramatu, gdy mianowicie o wschodzie jak i o zachodzie słońca śpiewa antyfonę wyjętą ze słów ewangelii niedzielnej (antyfona do Benedictus i do Magnificat). Zwróćmy uwagę na antyfony dzisiejsze: o wschodzie słońca tak w prostych słowach mówi Kościół: „Jezus szedł do miasta, które zowią Naim, a oto wynoszono umarłego, jedynego syna matki jego”. Wieczorem, o zachodzie, jakby zapadała kurtyna; gdy słońce w blaskach zachodzi, słyszymy z ust Kościoła słowa o dokonanym cudzie: „Prorok wielki powstał wśród nas, a Bóg nawiedził lud swój”. Chce przez to powiedzieć, że ja dzisiaj podobną otrzymałem łaskę, że i ja zostałem wskrzeszony z martwych.

Krótko mówiąc, wskrzeszenie młodzieńca dokonało się dzisiaj z wyższym stopniem prawdy i rzeczywistości we mnie i w Kościele, a mianowicie podczas świętego misterium Eucharystii; a ja w atmosferze tego misterium am żyć przez dzień cały.

Przeczytaj rozważania do Mszy Świętej.

Tekst jest fragmentem pracy Piusa Parcha, zatytułowanej”Rok Liturgiczny” (Poznań 1956, tom 3, str. 118-119, 121-127).

« wróć