11. Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego


11. Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego
4 sierpnia 2018

11. Niedziela po Zesłaniu Ducha Świętego

 

Effetha – otwórz się

Zauważyliśmy, że w niedziele po Zesłaniu Ducha Świętego Kościół przedstawia nam w przeróżnym odmianach dwie zwłaszcza zasadnicze formy: albo ukazuje dwa przeciwstawne obrazy (drzewo dobre i złe, synów tego świata i synów światłości, człowieka cielesnego i człowieka duchowego, pokornego celnika i pysznego faryzeusza), albo też w opisie uzdrowienia lub innego wydarzenia ewangelicznego przywodzi nam na pamięć nasze nawrócenie przez chrzest św. Niedziela – to święto wielkanocne w miniaturze, to dla nas dzień chrztu św. Dzisiejsza niedziela jest odnowieniem chrztu św.

(1) Charakter mszy. W dawnym kolejnym układzie niedziel dzisiejsza oznaczona jest jako pierwsza po św. Wawrzyńcu (dwie poprzednie uważano za poprzedzające to święto). Istotnie, wygląda na to, że trzy najbliższe niedziele tworzą znów odrębną grupę. Psalmy introitu wykazują znowu pewien przeskok: 67, 69, 73. Dwie poprzednie niedziele zajmowały się raczej grzechem. Trzy najbliższe pomijają już myśl o dwóch drogach, a w liturgii mszalnej podają obrazy odkupienia jako to: głuchoniemy a chrzest św.; miłosierny Samarytanin a życie sakramentalne Kościoła; dziękczynienie oczyszczonego z trądu a msza niedzielna. Wszystkie trzy ewangelie mówią o życiu kościelnym. Również antyfony na Komunię św. w tych trzech mszach niedzielnych mają to wspólne, że napomykają o plonach jako o symbolu Eucharystii.
Nastrój dzisiejszej niedzieli jest bardziej uroczysty. Nie możemy wprawdzie powiedzieć, by teksty jej poszczególnej części były z sobą powiązane, np. oba czytania Pisma św., ale obracają się one około wspólnej myśli centralnej, tej mianowicie, że niedziela jest dniem zmartwychwstania, dniem Wielkanocy, dniem chrztu świętego. Stąd śpiewy mszalne mają ton radosny i pełen ufności. Modlitwy są treści pozytywnej. Schuster pięknie charakteryzuje dzisiejszą niedzielę: W triumfalnym hymnie introitu wysławia Kościół Jezusowy swą jedność, doskonałość i moc. Ofiarowanie niesie podziękę dla Dawcy wszelkich darów, a śpiew na Komunię św. poucza nas, jak mamy czcić Boga przez właściwe użycie dóbr doczesnych, przy czym nawiązuje do obfitych plonów lata i do zbiorów, które się zwozi do spichrzów, oraz do bliskiego winobrania, bo na wesołych pagórkach rzymskiej Kampanii złocą się już dojrzewające grona. Tak przemawia tekst mszalny do pięknego letniego poranku.

Rozważania niedzielne.
(A) Myśli tej niedzieli. Zdarzenie, opowiedziane w ewangelii, od najdawniejszych czasów uznał Kościół za symbol chrztu św. Albowiem dopiero przez chrzest otrzymuje człowiek słuch duchowy i mowę prawdziwą. Przed chrztem jest on niejako głuchy i niemy. Nie może przemówić do Boga na modlitwie, gdyż nie ma wiary; nie może też usłyszeć głosu Bożego; jest więc niemy i głuchy w stosunku do królestwa Bożego. Przez chrzest jednak staje się dzieckiem Bożym; otrzymuje życie łaski uświęcającej; mieszka w nim Duch Święty i On to jest obecnie pośrednikiem między Bogiem a duszą. Duch Św. jest niejako językiem, który może do Boga przemówić, jest uchem, które może uchwycić głos Boży. Dlatego od najdawniejszych czasów jest w Kościele zwyczaj, że przy chrzcie św. kapłan dotyka śliną uszu chrzczonego i mówi przy tym: „Effetha”, tzn. otwórz się; potem dotyka nosa i mówi: „Ku wdzięcznej wonności”. Wyraża on w ten sposób myśl, że przez chrzest otwiera się słuch duchowy oraz że powinna się również rozchodzić w duszy ochrzczonego woń cnotliwego życia. Co chrzest rozpoczął, to ma rozwinąć i udoskonalić Eucharystia; dlatego właśnie Kościół stawia nam przed oczy to piękne wydarzenie, chcąc przez nie powiedzieć: Przychodzisz na Mszę św. jako biedny głuchoniemy; w rozgwarze świata nie słyszysz, co Bóg do ciebie mówi. Jak jąkające się dziecko stoisz wobec Boga i żadnego właściwie słowa wymówić nie możesz. Msza dzisiejsza ma ci przynieść łaskę ponownego otworzenia twoich uszu na rzeczy niebieskie i rozwiązanie języka, i abyś coraz bardziej dojrzewał do śpiewania kiedyś chwały Bożej w wielkim chórze Aniołów. Co tedy chrzest rozpoczął, to dzisiejsza Msza św. ma poprowadzić dalej. W epistole św. Paweł głosi nam nowinę wielkanocną: Chrystus umarł za nasze grzechy; został pogrzebany i zmartwychwstał. Św. Paweł przywodzi świadków zmartwychwstania: św. Piotra a potem jedenastu Apostołów; mówi następnie o ukazaniu się Zmartwychwstałego pięciuset braciom, z których wielu żyło jeszcze za czasów św. Pawła. Chodzi tu zapewne o ukazanie się Pana na górze w Galilei, gdzie raz jeszcze zgromadził wszystkich swoich uczniów. Zbawiciel ukazał się osobno również Jakubowi Mniejszemu, o czym Ewangelie wcale nie wspominają. Jednego jeszcze świadka zmartwychwstania przytacza św. Paweł, a jest nim on sam. „A w końcu po wszystkich, niby poronionemu płodowi, ukazał się i mnie. Bom ja jest najmniejszy z Apostołów, niegodny zwać się Apostołem, iżem prześladował Kościół Boży.” Zbawiciel ukazał się Pawłowi przed bramami Damaszku i uczynił go Apostołem. Lecz on pozostaje małym, pokornym i nie uważa, aby był godny dostojnego miana Apostoła; nazywa siebie płodem poronionym, nie może więc chwalić się żadnymi zasługami własnymi. „A z łaski Bożej jestem tym, czym jestem”. Jest on dziełem łaski. Tak i my powinniśmy mówić. Sam z siebie jestem niczym, ale przez łaskę jestem wielki. Obyśmy mogli powiedzieć z Pawłem: „Łaska Jego na próżno nie była mi dana”. Znaczy to, że Paweł z łaską współpracował. Jak dobrze stosuje się epistoła do tej niedzieli! Skoro podczas ewangelii pomyśleliśmy sobie już o naszym chrzcie św., to w epistole chce nam Kościół przypomnieć nowinę wielkanocną, a w obrazie nawrócenia Pawłowego ukazać nasze nawrócenie w chrzcie świętym.

(B) Głuchoniemy. Warto się głębiej zastanowić nad dosłownym znaczeniem ewangelii. Było to pod koniec nauczania Chrystusowego w Galilei. Także i w tym kraju doznał Zbawiciel gorzkiego rozczarowania. Tyle uczynił dobrego każąc i cuda czyniąc, ale Żydzi Go nie rozumieli. Wprawdzie chcieli Go okrzyknąć królem, gdy im chleb rozmnożył; wprawdzie chętnie przynosili Mu chorych, ale że pragnie On również dusze ich uleczyć, tego nie pojmowali. Poza tym przybyli złośliwi faryzeusze z Judei i od razu zgłuszyli kiełkującą wiarę w Jezusa. Widzimy, jak wskutek tego odsuwał się On coraz bardziej od ludu i zajmował się tylko wychowaniem i wyszkoleniem garstki Apostołów i uczniów. Oni to mieli po Jego śmierci ponieść w świat wiarę w Niego i naukę Jego.
Obecnie widzimy Pana poza ziemią żydowską, w krainie fenickiej, tam, gdzie wysoki Liban porośnięty olbrzymimi cedrami wznosi się ku niebu. Fenicjanie byli podówczas kupcami i zapuszczali się na swych okrętach daleko, bo aż do Hiszpanii; stamtąd przywozili bursztyn i rozmaite kosztowności, i tam znowu sprzedawali własne towary. W stronę Fenicji podążył tedy Zbawiciel okrężną drogą, zataczającą wielki łuk. Tam to miało miejsce piękne zdarzenie z pogańską niewiastą chananejską, proszącą Zbawiciela o uzdrowienie córki. Gdy On odmawiał – pokorą i wytrwałością swoją zniewoliła Go niejako do spełnienie jej prośby. Gdy teraz Jezus posuwał się dalej i zataczając wielki łuk zbliżył się ku jezioru Genezaret, nadeszli znowu stamtąd ludzie ze swoimi chorymi. Wówczas też po raz drugi nastąpiło rozmnożenie chleba o którym czytaliśmy kilka niedziel temu (w ewangelii na 6 niedzielę po Świątkach).
W tym czasie nastąpiło cudowne uzdrowienie głuchoniemego, o którym opowiada dzisiejsza ewangelia. Zważmy, że ów głuchoniemy był człowiekiem umysłowo niedorozwiniętym. Tacy nieszczęśliwi ludzie bywają nieraz tylko przedmiotem pośmiewiska; nikt się za nimi nie ujmuje. Zbawiciel jednak przyszedł na świat dla wszystkich ludzi, bo i tacy mają duszę nieśmiertelną; a więc zajął się nim, chcąc go uzdrowić na duszy i ciele. Mógłby był uleczyć go jednym tylko słowem, ale Jezus zazwyczaj przygotowywał ludzi do uzdrowienia, albowiem zdrowie ciała było dla Niego tylko obrazem zdrowia duszy. Chciał przecież być lekarzem dusz. Jakże jednak mógł się porozumieć z tym człowiekiem głuchoniemym a ponadto umysłowo niedorozwiniętym? Usiłował to uczynić za pomocą znaków. Zważmy pilnie, jak tego dokonał. Najpierw wyprowadził go z ciżby, gdyż zanadto musiała go oszałamiać obecność tylu ludzi naokoło. Potem dotknął jego uszu i języka, aby mu pokazać, że tam właśnie chce go uzdrowić. Następnie spojrzał w niebo i westchnął, by mu pokazać, że tylko stamtąd może spodziewać się pomocy, że ma usilnie błagać i wzdychać o uleczenie. Ewangelista zapamiętał sobie dokładnie nawet wyraz hebrajski, jaki Jezus wówczas wymówił: „Effetha”, tj. Otwórz się. I natychmiast został uzdrowiony, słyszał i mówił dobrze, jak każdy rozumny człowiek.
Łatwo pojąć, że lud był zdumiony cudem. Człowieka tego powszechnie znano; tym większy więc był podziw ludzi, którzy wołali głośno: „Dobrze wszystko uczynił, i głuchym sprawił, że słyszą, i niemym, że mówią”. Jakże dobry jest Zbawiciel! Wszyscy mogą przyjść do Niego, nikt nie jest dla Niego zbyt mały. Właśnie maluczcy, najbardziej wzgardzeniu przez świat, są Jego ulubieńcami. Pragnął On w ten sposób zawstydzić dumnych i pysznych.

Przeczytaj rozważania do Mszy Świętej.

Tekst jest fragmentem pracy Piusa Parcha, zatytułowanej „Rok Liturgiczny” (Poznań 1956, tom 3, str, 91, 94-96).

« wróć